czwartek, 20 czerwca 2013

Walka!

Na śmierć i życie

  Kilka słów na temat harmonogramu jazdy komunikacji miejskiej oraz rzetelności tejże organizacji w zakresie świadczenia usług transportowych już padło, ale... Przyjazd autobusu, tudzież tramwaju to dopiero początek. Czasem mam wrażenie, że biorę udział w bitwie. Każdy z każdym podejmuje walkę, a celem jest miejsce siedzące. Albo, gdy wszystkie są zajęte, to chociaż bliżej drzwi, okna, czegokolwiek. Wszystkie chwyty są dozwolone. Oprócz przepychanek i sapania nad już siedzącym, wywracania oczami, pokazywania palcami, najbardziej podoba mi się etap licytacji. Ludzie dokonują analiz pod kątem schorzeń zdrowotnych, wieku, płci i statusu, stopnia inwalidztwa, koloru skóry, urody i poziomu zmęczenia. Tak w naszych mózgach powstaje ranking. Od tych, którzy najbardziej zasługują, by usiąść po nieszczęśliwców skazanych na walkę o miejsca stojące. Czasem dyskusjom pomiędzy pasażerami nie ma końca. "Ja mam kaprawą nogę", a "Ja jestem po 12 godzinach pracy", "Ja pierwsza zobaczyłam to miejsce!". Grupą trzymającą władzę, dla których nie ma zasad są w tym przypadku emeryci. Nie dokonują żadnych analiz, walczą o swoje. Uzbrojeni w torebki cięższe od plecaka alpinisty, o masie ciała zbliżonej do rosłego mężczyzny w sile wieku stanowią groźnego przeciwnika. Walczą między sobą o co smakowitsze miejsca siedzące, do ostatniej kropli krwi. Nie warto wkraczać między nich, ale fajnie od czasu popatrzeć na co ciekawsze pojedynki. Zastanawia mnie tylko skąd owi starsi ludzie czerpią podobną siłę. Oszczędzają się przez cały dzień, by potem uderzyć podczas zdobywania siedziska pod wysłużony tyłek? Niepokojące. Nie rozumiem też dlaczego podobni ludzie pakują się do transportowców w godzinach szczytu... przecież nie jeżdżą już do roboty, mogą wybrać rozsądniejszy moment, a jednak wolą wpakować się w sam środek chaosu. Dla adrenaliny? No błagam! Dla własnego zdrowia psychicznego wolę po prostu stać, wpakować wzrok gdzieś za okno i nie mieszać się. Jeszcze dostanę jakąś zbłąkaną strzałą... Na szczęście ostatnimi czasy wsiadam na PĘTLI. Prawdziwy raj, ostoja spokoju. Brak tłoku, walki, miejsc w bród. Znalazłem sposób, by zachować zdrowie psychiczne - siadam w pierwszym wagonie, na pierwszym miejscu za kierowcą i czytam. Albo wyglądam przez okno. Egoista? Owszem. Ale za to bezpieczny. Nie chcę brać udziału w targach spod znaku -  kto ma większe prawo do miejsca. Wychodzę z założenia, że jeśli ktoś naprawdę będzie potrzebował usiąść, poprosi. Albo ktoś inny zwolni miejsce (było lepiej dobrać miejscówkę). Kiedyś zresztą tak właśnie było. Podchodzi facet i mówi:
- Chciałbym tu usiąść.
- Dlaczego?
- Bo jestem niepełnosprawny.
- Bardzo proszę.
Bolało? Warto jasno przedstawić swoje racje. Niestety tylko pętla daje możliwość zyskania przewagi w tym wyścigu. W każdym innym przypadku wsiadamy na własną odpowiedzialność... Nie mogę również pogodzić się z faktem, iż żule jeżdżą sobie swobodnie na każdej trasie i do tego za darmo. Chyba skoro ktoś karze nam płacić za przejazdy, powinien choć w minimalnym stopniu zadbać o warunki dla pasażerów, prawda? Wszak jesteśmy klientami... No nic, może odkuję sobie moje krzywdy na starość, powybijam młodym oczy parasolką i dobiję solidnym splunięciem. Do zobaczenia w tramwaju!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz