sobota, 15 czerwca 2013

Akcje, reakcje

W Sklepie

  Z uśmiechem wspominam niektóre reakcje klientów na sytuacje zaistniałe w sklepie. Myślę, że wielu z nich nie nauczyło się prowadzić dialogu z drugim człowiekiem. Zabrakło czegoś w ich dotychczasowych relacjach z otoczeniem. Co prowadzi często do nielogicznych i komicznych wypowiedzi. Któregoś razu zepsuły nam się maszyny odsłuchowe i pewna Pani postanowiła wziąć sprawy w swoje ręce. Towarzyszył jej małżonek, silnie zażenowany zachowaniem żony. Owa kobieta podeszła do mnie i na wpół krzycząc powiedziała:
- Nie mogę odsłuchać płyty! 
Ja: - Dzień dobry.
Pani: - ... (Nie rozumiem, czemu ludzie nie potrafią sobie poradzić z uprzejmym powitaniem)
Ja: - Tak?
- Chciałam posłuchać tej płyty (na stacjach odsłuchowych wisiały kartki z informacją o problemie, wraz z przeprosinami).
- Obawiam się, że niestety wszystkie trzy stanowiska nie funkcjonują. Czekamy na serwis.
- To jak mam przesłuchać tę płytę? (Może przyłożyć sobie do ucha, jak muszelkę?)
- Niestety nie może Pani. Nie za pośrednictwem naszego sklepu.
- To skąd mam wiedzieć co to za płyta?
Bystra. Normalnie żyleta jakich mało. Kilka sposobów by się znalazło, internet, może jakaś prasa branżowa, internet, znajomi? INTERNET. Można popytać w sklepie, posłuchać radia, skorzystać z INTERNETU ;). Nie, Pani woli założyć słuchawki, które zakładało przed nią kilkuset żuli, oraz kilka tysięcy ludzi z różnym poziomem higieny. A no i można jeszcze skoczyć do wróżki. Pominę fakt, że trzymała w ręku płytę jednego z artystów granych na co dzień w Eskach i innych RMF - ach. To nie koniec.
- Przykro mi (Ehe, jak cholera), ale nie mogę Pani pomóc. 
- Zepsute? To może trzeba było naprawić?
- Gdybym potrafił, zrobiłbym to natychmiast. Niestety, nie umiem, wezwaliśmy już serwis (o czym chyba wspominałem, ekhem... nie tak dawno zresztą...), czekamy aż naprawią.
- Może trzeba było wezwać serwis wcześniej. 
- Niestety, najpierw musimy poczekać aż coś się zepsuje, by móc to naprawić. 
- To ja tego nie kupię! (Niezwykle przykre. Chyba się nie pozbieram). - Pyrgnęła płytę i poszła. 
Bardzo podobało mi się zdanie o wcześniejszym wezwaniu serwisu. Może zacznijmy stosować podobną logikę w życiu codziennym? Wstanę rano, wyjrzę przez okno i pomyślę: "Oho, pogoda pożarowa, lepiej wezwę straż". Albo zamówię pogrzeb dla babci, bo ma katar i jest jakaś przemęczona. Bardzo rozsądne podejście, nie powiem. 
  Innym razem ogłoszono alarm przeciwpożarowy. Komunikat o spokojnym opuszczeniu budynku, nawiewy, generalnie - cała pompa. Stałem akurat na kasie, mówię do klientów:
- Proszę zachować spokój, musimy się ewakuować.
Reakcja: Zero. 
Zaczynam się zbierać, zamykam kasę, jeden klient, mocno oburzony:
- Ale ja chcę to kupić. 
- Proszę Pana, to niemożliwe, musimy opuścić budynek.
Dopiero ochroniarz zdołał nakłonić owego klienta do opuszczenia sklepu. Zresztą nie tylko jego...
Następnym razem powinniśmy zrobić tak:
- Dobrze, mogę to Panu sprzedać, ale jeśli poczekamy na płomienie, dostanie Pan zniżkę 10%!
- A jeśli ktoś zginie, gratis torebka!
- Nadpaloną dłonią płaci Pan tylko połowę ceny.
Okazało się, że powodem opuszczenia centrum handlowego, było zagrożenie wybuchu bomby (fałszywy alarm, ktoś zadzwonił, by nie musieć przychodzić tego dnia do pracy ;)). No więc postaliśmy sobie kilka godzin na dworze, a jedyne pytanie jakie zadawali zgromadzeni gapie (ach te służbowe ciuchy)  to "Kiedy wreszcie otworzą? Chcę coś kupić". Budujące. Na koniec okazało się, że szukanie bomby trwało tylko dwie godziny. Przez resztę czasu policja poszukiwała... zaginionego psa policyjnego (tropiącego ładunki wybuchowe), który zagubił się gdzieś w zakamarkach centrum...

  

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz