sobota, 8 czerwca 2013

Piłka kopana...

Futbol to religia?

 Wczoraj przeżyłem kolejne rozczarowanie. Ambitna reprezentacja Mołdawii zmierzyła się z ekipą przewyższającą ich wyszkoleniem technicznym, przynależnością do renomowanych klubów, czy umiejętnościami czystko piłkarskimi. Teoretycznie. Ja, wbrew wypowiedziom nieśmiertelnego Szpakowskiego tej różnicy na boisku nie zaobserwowałem. Wyświechtany frazes: "Polacy dostosowują się do poziomu przeciwnika" to chyba ludowe wyjaśnienie jakiegoś wadliwego genu, który tkwi w naszym narodzie od zarania dziejów. Znajomi od dawna nabijają się ze mnie, że wciąż funkcjonuję jako kibic, licząc przed każdym meczem naszych kopaczy na sukces. Wydawało mi się, że akurat przed meczem z Mołdawią mam pełne prawo do optymizmu. Kibicowanie naszej reprezentacji przestało być oparte na faktach, obiektywnych przesłankach, zamieniło się w akt wiary. Nie ważne, że mamy w składzie jednego z najlepszych napastników Europy, energetycznego, ambitnego bocznego pomocnika, niezłych defensywnych środkowych, czy świetnego bramkarza. Nie wiem kogo winić za taki stan rzeczy, ale skoro wyniki naszej kadry nie mają sensu, rozmijają się z potencjałem, a optymizm musimy czerpać z czystej wiary, to może, korzystając z terminologii religijnej, obwińmy szatana? Wczoraj, jak zwykle, po kolejnym już w tej dekadzie rozczarowaniu, postanowiłem, jak radzą życzliwi, pozbyć się złudzeń. Rzucić do wszystko, nomen omen, w diabły. Wyluzować, przestać się przejmować, wszak po co komu kolejny powód do zmartwień? Niestety zdałem sobie sprawę, że nie potrafię... Dziś już zacząłem analizować sytuację w grupie i no właśnie... wierzyć w awans. Bezpodstawnie? Owszem. Właśnie wtedy zrozumiałem, że dla mnie futbol jest rodzajem religii, tyle, że tych 11 bożków ma mnie gdzieś. Zupełnie jak w najpopularniejszym monoteistycznym systemie (tyle, że przynajmniej nie w tak brutalnie oczywisty sposób). Dołujące wrażenie. Problem w tym, że dla wielu katolików religia stanowi źródło pozytywnej energii, co szanuję i czego szczerze zazdroszczę, a dla mnie futbol to katorga. Tyle, że wciąż wierzę w odmianę. "Gdyby nie słupek, gdyby nie poprzeczka, byłaby rzecz wielka". Dlatego, gdy nadejdzie kolejny już mecz o zachowanie matematycznych szans, znów stanę na głowie by pozamieniać się w pracy, tylko po to aby obejrzeć kolejną szansę na otrzymanie ładunku pozytywnej energii. Cóż, wychodzi na to, że jestem wyjątkowo religijnym człowiekiem, choć już nie pamiętam jak wygląda wnętrze kościoła...

4 komentarze:

  1. mam nadzieję, że będziesz tu częściej, nie tylko na ten jeden wpis. Przynajmniej tutaj sobie będziemy mogli o piłce pogadać.
    Pozdro,
    Filip P.;)

    OdpowiedzUsuń
  2. Dzięki za wsparcie :P. Numer konta podam w następnym poście ;). Taki jest plan, trzymaj kciuki ;).

    OdpowiedzUsuń
  3. http://babol.pl/kat,1025465,title,Boniek-krzyczal-na-Fornalika,wid,15737974,wiadomosc.html?ticaid=510ca3

    jak zwykle w Polsce. jeszcze niedawno był trenerem który ma bardzo dobry kontakt z piłkarzami, a teraz jest trenerem który za dużo zarabia...

    OdpowiedzUsuń
  4. Może dla odmiany dostaniemy po prostu dobrego trenera? ;)

    OdpowiedzUsuń