poniedziałek, 18 sierpnia 2014

Przepisy

Bynajmniej nie kulinarne...



    Zawody sportowe powinny koncentrować się wokół zmagań wytrenowanych zawodników na tle jasno określonych, sprawiedliwych reguł. Przepisy są ważne, regulują zasady, pozwalają zrównać szanse, wyłonić zwycięzcę. Nierzadko kontrowersyjne stanowią zło konieczne, niwelują chaos. Rozumiem też, że kluczowe w sporcie wyczynowym są pieniądze, zgrupowane wokół największych rozgrywek, finałów. Kocham sport wyczynowy, zmagania, rywalizację, akceptuję medialny wymiar - dzięki temu mogę oglądać transmisje z wybranych, interesujących imprez. Jako kibic nie godzę się jednak z zabijaniem ducha sportu. Okradaniem, poświęcających na treningi gros swojego zdrowia gladiatorów. Niekiedy przepisy przekraczają swą rolę i stają się wiadrem pomyj w wyśmienitym sportowym daniu. Kilka dni temu odbywał się bieg z przeszkodami na mistrzostwach Europy w lekkiej atletyce. Przyznam, że nie śledziłem owego wydarzenia z wielkim zainteresowaniem - nie moja bajka, lecz podczas wspomnianego biegu wydarzyło się coś, o czym niełatwo zapomnieć. Reprezentant Francji (algierskiego pochodzenia - a jakże;)) pokonał dystans ponad trzech kilometrów jako pierwszy. Na ostatniej prostej uzyskał przewagę, która zapewniała mu zwycięstwo. Ów Francuz, po latach ciężkich przygotowań, wyrzeczeń zrozumiał, że za chwilę zostanie mistrzem Europy, zdobędzie złoto. Poniosła go radość, ulga. Niepotrzebnie. Zwycięzca zdjął koszulkę, trochę nią pomachał i zagryzł zębami. Jednocześnie dotruchtał do mety, nikomu nie wadząc. Radość nie trwała długo. Hiszpanie, których biegacz zakończył zmagania na czwartej pozycji, złożyli protest. Francuz został zdyskwalifikowany za... niesportowe zachowanie. Słucham? Ucieszyłeś się frajerze? Pomachałeś kibicom? Zerwałeś trykot? Wypierdalaj, jesteś zerem. Nie zasłużyłeś na jakiekolwiek miejsce. Jesteś ostatni, najgorszy. To są przepisy? Sport? Rywalizacja? Jest też polski akcent w całym zdarzeniu. Nasz reprezentant, pierwotnie trzeci, uzyskał w konsekwencji srebro. Jak skomentował zamieszanie? Określił zachowanie rywala jako: "Niestosowne". Doprawdy? Może wprowadźmy naukę etykiety dla sportowców? Po zakończonej rywalizacji wspólna kolacja z sędziami - nie potrafisz się zachować, rozlałeś kawę - oddaj medal. Zapieprzałeś na bieżni? Nieważne! Przecież zdjąłeś koszulkę! Zwariowałeś? To najbardziej niesportowe zachowanie w historii wszechświata! Żenada.
    W piłce kopanej zaś gwałt i samogwałt na Legii Warszawa. Ostatecznie umarły nadzieje na awans w tym sezonie do piłkarskiego raju. Kolejne odwołanie klubu z Łazienkowskiej zostało odrzucone, a raczej jego kluczowy fragment o czasowym zawieszeniu kary - do momentu wydania wyroku trybunału. Właściwie tylko tacy frajerzy jak ja mogli jeszcze dziś na coś liczyć, ludzie pozbawieni pokładów głupawego optymizmu już dawno przełknęli gorzką pigułkę. Żałosny błąd mistrza Polski boli jednak równie mocno co bezwzględność UEFA. Nie sposób oprzeć się wrażeniu, że nędzna pozycja Legii w Europie może być jedną z przyczyn podobnego wyroku. Jako zwykły, głupi kibic oraz jako człowiek przesiąknięty mitycznym duchem sportu czuję niesmak. Wyrwano mi serce kibica, umoczono w finansowym gnoju i ciśnięto w twarz. Powracam do wstępu gorzkiej opowieści - roli przepisów... Nadal rozumiem ich istnienie, ale... jeśli system dopuszcza awans drużyny rozgromionej w dwumeczu 6:1 z powodu kilku nielegalnych minut pewnego zawodnika oraz głupiego niedopatrzenia administracji klubu, to jest to system, za przeproszeniem - gówniany. Podobnie jak w przypadku afery "koszulkowej" algierskiego Francuza. Nie chcę więcej oglądać sportu, w którym o wyniku rywalizacji decydują wypasione grubasy przy zielonych stolikach. Okrutnym przepisom mówimy nie. Zachęcam do używania głowy oraz czynnika ludzkiego. Zapraszam na seans spirytystyczny. Wybitnych zmarłych zostawimy jednak w spokoju. Wywołamy jedynie zapomnianego, starożytnego DUCHA sportu. Zapraszam do stołu, chwyćmy się za ręce. Tylko nie przerywajcie kręgu.. UEFA, zgaś światło proszę i dołącz do nas... 

poniedziałek, 11 sierpnia 2014

Prawo serii

Auto - mord.



    Samobójstwo możemy popełnić na wiele sposobów. Pigułki, powieszenie, strzał w głowę, podcięcie żył. Niektóre rozwiązania są skuteczniejsze niż inne, część  bardziej bolesna, jeszcze inne nawet przyjemne, bądź mimowolne. Wszak nic nie stoi na przeszkodzie, by zapić się na śmierć, lub przedawkować tzw."twarde" narkotyki. Najsmutniejszym sposobem na odejście z tego świata jest głupota. Szczególnie, gdy tak naprawdę nasza śmierć nie była zaplanowanym działaniem. Dziś odkryłem napędzany krótkowzrocznością i skrajnym debilizmem, nowy, innowacyjny przepis na samozniszczenie. Jak należy zabrać się za samobójstwo według najświeższej metody? Wystarczy aparat fotograficzny, ewentualnie telefon, odrobina ignorancji oraz cały kontener bezmyślności. I mordy. Własna oraz najbliższych przyjaciół, czy rodziny. Nie zapominajmy o ważnej roli pewnej mody, zwanej selfie. To zdjęcie, które robimy sobie sami, inaczej "samojebka". Obrazek wykonany z ręki, często na jakimś interesującym tle. Takie zdjęcia są wszędzie. W rodzinnych albumach, na portalach społecznościowych, w każdym telefonie. Okazuje się, że selfie zabija. A raczej może być narzędziem mordu w rękach głupoty. Pewna para, małżeństwo w Portugalii wybrało się na klif z dwójką swych dzieci. Pociechy w wieku 6 i 9 lat. Rodzice postanowili wykonać epickie selfie, przechodząc na drugą stronę ochronnych barierek. Król i królowa rozsądku przepłacili to życiem, spadli, bagatela, 80 metrów ku skalistemu brzegowi. Na oczach własnych dzieci. Gratuluję, jeśli ktoś znajdzie ich aparat, to na pewno będzie najsłynniejsza samojebka. Sieroty bezsprzecznie docenią. Dlaczego prawo serii? Dzięki telewizji. Dziennikarze lubią w przypadku podobnych historii wyszukiwać identyczne zdarzenia, by pogłębić zainteresowanie widza. Skutecznie, nawiedziła mnie refleksja, która napędza powyższy słowotok. Kolejne małżeństwo, również w poszukiwaniu wspaniałej ekspozycji do zdjęcia, nad rwącym potokiem, wijącym się w dole głębokiego wąwozu, postanowiło przekroczyć ochronne barierki. Teraz sami stanowią element ekspozycji pt.: "Martwa natura". Swoją drogą może warto nakręcić horror o nazwie Selfie? Grupa nastolatków (a jakże) prześciga się w poszukiwaniu nowych planów zdjęciowych, przepłacając to życiem. Albo inaczej. Oś fabuły stanowi tajemnicza postać, która z zaskoczenia wykonuje samojebkę z przypadkowymi ludźmi, co powoduje w konsekwencji ich zgon. Załóżmy, że na wywołanych obrazach widzimy sposób śmierci danej osoby. Azjatycką, czarnowłosą dziewczynkę na pewno też damy radę wcisnąć. Szkoda tylko, że mamy do czynienia z kolejnym śmiechem przez łzy. Dzieciaki nie będą miały łatwego życia, lepszy głupi rodzic, niż żaden. Mimo wszystko. Pamiętajcie następnym razem, wykonując kolejne, niepowtarzalne selfie, że warto myśleć. Stale. Dobra, idę zrobić sobie zdjęcie z tym krzyżem, tylko ta głupia barierka, po cholerę? Przecież widzę rozpadlinę, a tam po drugiej stronie jest lepszy widok. Ok, przelazłem, teraz tylko odpowiednia mina i... Aaaaaaaa!!!!

piątek, 8 sierpnia 2014

Ekipa z Nienacka

Głupi, głupszy, najgłupszy!



    Głupota potrafi dać w pysk. Teoretycznie jesteśmy na nią przygotowani - naloty odbywają się od dawna i z każdej strony. Media, ulica, miejsce pracy, szkoła. Wszędzie walczymy z przejawami słabości umysłowej. Naprawdę trudno przejść do porządku dziennego nad sytuacją, że tzw. motłoch składa się w większości z zacietrzewionych lub całkowicie biernych idiotów. Dlatego ja osobiście tworzę własną rzeczywistość, w której staram się nie myśleć za wiele o ogóle. To zbyt smutne, przytłaczające. Czasem niestety jestem brutalnie wyrywany z błogiej, fałszywej, wewnętrznej rzeczywistości. Tym razem otrzeźwiły mnie dwie informacje zasłyszane w telewizji. Pierwsza dotyczy Putina i ogłoszonych przez niego sankcji gospodarczych względem Europy. Często myślałem o tej kontrowersyjnej, groźnej postaci jak o tyranie, który żeruje na własnym narodzie. Wierzyłem, że owszem dysponuje ogromnym poparciem, ale, że w kraju są ogromne tarcia, dyskusje i głęboki podział. Zakładałem, iż z biegiem czasu poparcie dla jego działań będzie krytycznie oceniane przez coraz większą grupę Rosjan. Nic bardziej mylnego. Im większa izolacja i grożenie palcem całemu światu, tym większe poparcie w narodzie. Putin zbliża się do rekordowych osiemdziesięciu sześciu procent. Wypowiedzi kilku zaczepionych Rosjan brzmiały mniej więcej tak:
- Dobrze robimy, nie można pluć nam w twarz. Pokarzemy, że jesteśmy silni!
Przerażająca ciemnota, okrucieństwo i krótkowzroczność. Mocarstwowe zapędy chyba nigdy nie zostaną wyplenione. Dobitnie poruszyły mnie również słowa prezentera polskiej telewizji dotyczące przeciwników obecnej polityki Rosji. 
- Prawie cały naród popiera działania swego przywódcy. Przeciw występuje garstka inteligencji, dobrze wykształconych ludzi. 
To straszne, że społeczeństwo funkcjonuje w ten sposób. Nie bardzo widzę szansę na poprawę... szkoda, że leżymy tak blisko groźnego molocha. Chyba trzeba poważnie zastanowić się nad sensem demokracji. Sankcjami Europy tzw. prosty człowiek nie przejmuje się wcale. 
- Teraz będzie lepiej. Nasze własne jest lepsze! Mamy swoje produkty!
Albo:
- Brak importu towarów z Europy poprawi sytuację rosyjskiego rolnictwa!
Zapewne. A zachód to zło, które nieudolnie nakłada sankcje, które tylko wzmocnią mateczkę. Kolejny przejaw zacietrzewienia, głupoty i krótkowzroczności. Szczerze niepokoi mnie tego rodzaju sytuacja. Skąd w ludziach podobne wypaczone ambicje? 
    Druga informacja zasłyszana w odbiorniku z ruchomymi obrazkami dotyczy nowego programu telewizyjnego, zakupionego i zaadaptowanego na polskie warunki, przez TVN. Ów program na zagranicznej licencji nazywa się... 

"Kto poślubi mojego syna?". - Czekam na Kto mnie zastrzeli? albo Kto wywiesi moje pranie?. Zakładałem, że szczyt osiągnęliśmy już na etapie ekip z różnych części globu. Kto to ogląda? Po co? Ano wspomniany ogół. Tak, tak, gdyby można było w jednej chwili spojrzeć na całe społeczeństwo, zamienić z każdym kilka słów, okazałoby się, że obraz i proporcje nie są zbyt budujące. Może chociaż kobiety walczyć będą o faceta na ringu, w kisielu?  Zobaczcie zresztą w jak wspaniały sposób reklamowany jest wspomniany program u źródła, czyli na stronie TVN: 

"Czterech kawalerów będzie szukać żony wśród kobiet, które również nie odnalazły jeszcze drugiej połówki. Nie obejdzie się jednak bez pomocy i interwencji matek, które często mają własne wyobrażenie o idealnej synowej. W tym programie to rodzicielka przejmuje kontrolę i będzie pytać:  kto poślubi mojego syna?"
Ogarnia mnie połączenie smutku z wesołością. Nutka zażenowania też dochodzi do głosu. Proponuję program Ekipa ze stołówki vs Poślubiłam mojego syna. Dopiero by się działo... Oczywiście całość na ringu, nago, z różowym dildo w spoconych dłoniach, polewanie kisielem na żądanie sms. Na koniec przegraną drużynę zjada losowy telewidz. Potrawa według przepisu z programu Gotuj z Kanibalem. Czeka nas świetlana przyszłość...