niedziela, 29 czerwca 2014

On wrócił!

Podkręcamy wąsik



    Kontrowersyjna książka - nie lubię i nie rozumiem takowego określenia. Dla mnie osobiście nie ma ono racji bytu i co ważniejsze -  najmniejszego sensu. Stanowi zbiór pusty i prostacki. Jak dziedzina wyobraźni, osobistych przemyśleń może być kontrowersyjna? Działanie, reakcje, narzucane słowa, inwazyjne przekazy, którymi można zbombardować opinię publiczną, a które możemy przyswoić przypadkiem, są zarezerwowane dla agresywnych mediów, takich jak telewizja, czy filmy. Nawet radio. Jednak przeczytać książkę przypadkiem byłoby raczej trudno. Dlatego nie akceptuję wspomnianego określenia. Gdzie w sąsiedztwie książki możemy doszukiwać się kontrowersji? Zgadliście w obrazie, czyli na okładce. A oto twarz woluminu, o którym chciałem wam opowiedzieć:

    Kontrowersyjna postać zdobi okładkę czyż nie? Tak, książka, którą gorąco polecam jest napisaną w pierwszej osobie, relacją z powrotu do działalności politycznej w 2011 roku niejakiego Adolfa Hitlera. Parsknęliście śmiechem? Słusznie, zdarzy wam się to jeszcze wiele razy podczas lektury owej publikacji. Gorzko słodki portret współczesnych Niemiec widziany oczyma dyktatora, który pewnego dnia po prostu obudził się na polu w samym centrum Berlina. Spotkawszy chłopców grających w piłkę, wysnuł wniosek, iż imię znajdujące się na koszulce jednego z nich wyszyła chłopcu matka, dlatego zwrócił się do młodego człowieka tymi oto słowy:
- Hitlerjunge Ronaldo! Jak dojść do ulicy?
Tego rodzaju zabawnych sytuacji mamy całe zatrzęsienie, do tego monologi wewnętrzne Adolfa na temat zastanej rzeczywistości - bardzo interesujące. Autor woluminu sprawił, że momentami zapominamy się i obdarzamy sympatią zbrodniarza, jednocześnie od czasu do czasu trafiamy na sytuację, która przypomina nam z kim tak naprawdę mamy do czynienia. Gdy na przykład życzliwy kioskarz pozwala Adolfowi zdrzemnąć się w swoim przybytku, zaznacza pół żartem pół serio:
- Niech Pan powie, nie splądruje mi pan chyba kiosku?
- Czy ja wyglądam na zbrodniarza?
- Wygląda Pan jak Adolf Hitler.
- No właśnie. 
Zadziwiające, ale jako czytelnik odkryłem, iż z niektórymi poglądami Hitlera mógłbym się nawet zgodzić. Np. na temat polityków biorących się za rządy nie uzyskawszy żadnego doświadczenia życiowego. Nie chcę zdradzać za wiele  fabuły, jednak Hitler stopniowo robi karierę... w telewizji i odkrywa czym jest internet i tym podobne przejawy nowoczesności, które z uporem maniaka nazywa wytworami aryjskiej myśli technologicznej. "On wrócił", Timura Vermesa, to kawał zabawnej, lekko niepokojącej, pełnej ciekawych spostrzeżeń na temat współczesności lektury, którą gorąco polecam każdemu miłośnikowi słowa pisanego. I pamiętajcie - kontrowersyjne książki nie istnieją, mimo, iż niektórzy Niemieccy recenzenci próbują doszukać się podwójnego znaczenia w omawianej książce, zwracają uwagę na kontrowersyjny temat. Apeluję: dajcie spokój, nie potrzeba zabarwiać literatury. To intelektualny, indywidualny przekaz. Nie ograniczajmy przemyśleń czytelnika. To po prostu ciekawa publikacja, częściowo z rodzaju "a co by było gdyby". Zresztą... przekonajcie się sami, warto. 

czwartek, 12 czerwca 2014

Zakupy, czyli + 7 do zasobów lodówki i - 1 rower

Imperium złomu



  Do okolicznych sklepów zwykłem docierać jako cyklista - amator, podróżujący ubogim krewnym, namiastki roweru - złomem na dwóch kołach. Jedną z niewielu zalet wspomnianego środka lokomocji jest fakt, iż koła te w istocie są okrągłe. Wśród typowej architektury nie zabrakło również łańcucha, pedałów (zachowanych mniej więcej w 3/4), krzywej samo - skręcającej kierownicy, oraz obluzowanego, zamortyzowanego za pośrednictwem białej szmaty, błotnika. Istne cudo, postrach szos. Obdrapana farba, logo firmy krzak oraz puste, połamane miejsce na bidon wzbudzały zachwyt gapiów już od wielu lat. Co drugi przechodzień odwracał się z zazdrością. O latach wspomniałem nie bez przyczyny, rower liczył sobie ponad dekadę, przeżył wiele usterek, które wywołałem  swą kolarską ignorancją. Jeszcze kilka wiosen i mógłbym legalnie wychylić parę piw ze swoim składakiem, nawet w Wielkiej Brytanii. Niestety ktoś brutalnie pokrzyżował nasze plany. Miejscowa szajka złomiarzy zagięła parol na najszybszy rower stolicy. Podejrzewam, że obserwowali mnie już od dawna. Nierzadko jeździłem na zakupy, wracając z torbą obładowaną żywnością, wprost na ramieniu, a piękny, wysłużony jednoślad wytrzymywał nasz połączony, zacny ciężar. Teraz rozumiem  podziw, który pewnikiem wzbudzałem na ulicy. Zorientowałem się jednak zbyt późno jak wspaniałym pojazdem dysponowałem. Ten pechowy dzień przypominał inne, szare i nieciekawe doby. Odbyłem szereg podobnych wypraw, bez najmniejszych problemów. Do czasu, kusiłem wszak los. Dojechałem pod Lidl, zaparkowałem niedbale i udałem się do środka przybytku. Uzyskawszy sprawunki, opuściłem sklepowe podwoje i trafiłem w sam środek koszmaru. Miejsce parkingowe było puste! O zgrozo, jak mogłem być tak lekkomyślny? Przecież mobilna kupa złomu to największy skarb dla polskiej szajki złomiarzy... gdybym mógł cofnąć czas. Niestety, rzeczywistość skopała mi tyłek, następnym razem śmieci będę trzymał pod kłódką. Kolejny raz zaskoczyła mnie absurdalna, lokalna rzeczywistość. Realia, w których Polak ukradnie WSZYSTKO. Bo tak, bo mogę, a sprzedam na złom. Może przegapiłem moment, w którym mój rower stał się Vintage? Mogłem zostać Hipsterem... Najgorsze w całej sytuacji jest to, że wracałem potem do domu na piechotę. Sam nie wiem, czy dominującym uczuciem jest niedowierzanie, czy zaskoczenie. Gdzieś pod koniec pojawia się krzywy uśmieszek i żal do społeczeństwa. Ciekawe co będzie następne? Chusteczki higieniczne, pozostawione na stole? Butelka wody w kieszeni? Czekam na szajkę kradnącą kwiaty z doniczek, albo same doniczki. Polecam kradzież skarpet, koszy na śmieci, blaszanych dachów, nie ograniczajcie się tylko do rowerów. Jeśli już w okolicy supermarketu macie swój rewir, proponuję podwędzić kilka wózków sklepowych, solidny zarobek nieprawdaż? A po drodze możemy spakować jeszcze kilka drobiazgów. Kiedy wezmą się za drzwi w miejscach publicznych? Klamki, wieszaki na ubrania, szuflady? Boję się włączać dziennik, może już kradną fragmenty schodów, czy latarnie? Cóż, pora kończyć, lodówka prawie pusta, a sklep daleko, a trzeba docierać na piechotę. Butów mi chyba nie ukradną, prawda?