piątek, 11 października 2013

Wczorajsze jutro...

Uchylne okno na przyszłość



   Znów podróż bez uśmiechu. Za pieniądze, wydane na złowrogą kartę miejską. Jadę tramwajem, nieubłaganie zbliżając się do Złotych Tarasów. Wagon zatłoczony, poranek, ludzie mocno smutni i śpiący. Ja w stanie porannej, rześkiej bryzy, obserwuję. Tramwaj zwalnia, przerywa podróż na przystanku. Otwierają się drzwi. Wtedy to usłyszałem. Głos Boga, dualistyczny, złożony z dwóch barw. Schodząc na ziemię: Para męskich głosów, basowe, mięsiste. A oto treść, która zaatakowała moje uszy:
- TRAMWAJ NUMER 33. KIERUNEK KIELECKA.
Był to głos odtworzony z głośników na przystanku. Mocno, jak z porządnego zestawu 5.1. Szok. To naprawdę działa. Najlepiej zareagował około 20 - letni chłopak stojący z kolegą przy drzwiach:
- O kurwa... czegoś takiego jeszcze nie widziałem. 
W tej sekundzie banan na mojej twarzy zmienił się w szeroki uśmiech Jokera. Zacząłem się przysłuchiwać rozmowie dwóch kolegów. Mój ulubieniec opowiedział niewiarygodną anegdotkę:
- Stary, to jeszcze nic. Ostatnio jechałem pociągiem. Przesiadałem się do innego, więc przez jakiś czas stałem na peronie. Nie uwierzysz co się stało... Z głośników ktoś zapowiedział pociąg.
Niby normalna rzecz, prawda? Głos, mówiący kiedy i jaki pociąg przyjedzie. Podający PODSTAWOWE informacje. Ale w tym kraju, w obecnym stanie posiadania podobne zdarzenia to święto i SF. Podoba mi się w ludziach ten pierwiastek absurdu. Pozwala zachować zdrowe zmysły względem chorej rzeczywistości. Porażające jak wiele jeszcze trzeba poprawić w codziennym życiu, byśmy zbliżyli się do normalności. Takie zdarzenia raz po raz uzmysławiają mi w jakim kraju żyję. W sumie to dobry znak, że wokół nas kontrast między nowoczesnymi rozwiązaniami, a prowizoryczną żenadą się pogłębia. Oznacza to, że coś się dzieje. Wysiadłem z tramwaju i pomiędzy rozgrzebanym, wiecznie nieskończonym Rondem ONZ, dostrzegłem kolejny przebłysk jutra - podświetlane diodami słupki, uniemożliwiające samochodom wjazd na chodnik. Mała rzecz a cieszy. Szkoda tylko, że wciąż brakuje pomysłu, chęci i zasobów, by wszystkie sprawy publiczne poukładać jak należy. Ale takie dni jak ten dzisiejszy pozwalają  mieć nadzieję, że codziennie budzę się w coraz lepszym miejscu. Szkoda tylko, że często od jednego przełomu do drugiego mija tyle czasu, że to co już naprawiono, ulega uszkodzeniu zębem czasu. Ale cóż, entropii nikt nie powstrzyma...