niedziela, 23 czerwca 2013

Do lekarza, czy do piachu?

W służbie zdrowia

  Doznałem kilka lat temu wyjątkowo nieprzyjemnej kontuzji - zerwałem więzadło w kolanie. Boli straszliwie, noga nie utrzymuje pionu - generalnie nie polecam. Wcześniej zdrowie nie zmuszało mnie do częstych wizyt u wszelkiej maści lekarzy. Jak dużego szczęścia doświadczałem, uświadomiły mi wydarzenia związane z leczeniem kolana. Najpierw trafiłem do szpitala w Grodzisku. Zarejestrowałem się w okienku i kazano czekać. Grzecznie siedziałem na korytarzu i starałem się nie poruszać za bardzo kaprawą kończyną. Towarzyszyła mi rodzina w składzie niemal kompletnym. Po około trzydziestu minutach, zza zamkniętych drzwi, wyłonił się lekarz. Niestety całkowicie nas ignorując, w tym zbiorowe "Dzień dobry", ruszył w swoją stronę. Gdy wracał, ponownie ignorując zebranych, zaatakowałem go kolejnym "Dzień dobry", mając pytanie: "co jest grane" na końcu języka, ale nie dokończyłem. Facet wyraźnie się zbulwersował, że zakłócam mu spokój. Z jego trzewi wydobył się głos:
- Co Państwo tu robią? (układamy sudoku! Chronimy się przed cieniem. W końcu po to przychodzimy do szpitala, prawda?)
- Przyszedłem do lekarza, uszkodziłem sobie nogę...
- Trzeba się zapisać.
- Już to zrobiłem. Albert Kosieradzki.
- Nie mam tu wpisanej wizyty. 
Podałem mu kartę, dodając:
- Pół godziny temu zapisałem się u tamtej kobiety...
- Hmm... - Popatrzył w kartę. - Niech będzie. Zapraszam. (łaskawca. Skąd ta wszechobecna nieuprzejmość? Wypuszczają ich z piwnicy czy co? Źli, że nieźle zarabiają? Sfrustrowani długimi studiami?)
Najciekawiej było jednak już na sali porad. Zbadali pobieżnie kolano (z kolegą... trudny przypadek? A może to ochroniarz?), obejrzeli USG (zrobiłem dzień wcześniej) i zarządzili:
- Włożymy w gips, na trzy tygodnie. To najkrótszy okres. (ta uwaga to tak na pocieszenie?)
Odpowiedziałem:
- W gips? Słyszałem, że gdy chodzi o zerwanie więzadła, lepiej nie gipsować. (od kumpla z podobnym problemem. I oczywiście - z internetu). 
- Hmm... - Zasępił się na moment, po czym dodał:
- To może lepiej nie gipsujmy... (No bez jaj. Naprawdę? Po co studia, lata doświadczenia... przychodzi młody chłopak, bez żadnej sensownej wiedzy, rzuca coś z internetu i... nagle zmieniamy front? Ale o co kur... chodzi? To jakaś zabawa? W stylu, "E tam, najwyżej się jednemu nóżka nie złoży, będą następni"...
Ciekawe, czy jakbym powiedział:
- W gips? A słyszałem od wróżki, że trzeba kolano polizać o północy. Najlepiej, żeby to zrobił murzyn, były piłkarz.
- Hmm... no to może tak zróbmy? Mamy tu jednego...
Albo:
- Słyszałem, że lepiej od razu ucinać i tak niesprawne...
- A no tak. Ma Pan może piłę, czy coś?
Już nie tylko ręce opadają. To odpowiedzialny zawód do cholery. Ja co najwyżej będę kulał do końca życia, ale inni, z poważniejszymi dolegliwościami? Od razu do piachu? O ile buractwo w pracy, urzędzie jest bolesne i szkodliwe, ale jeszcze w jakiś sposób do wytrzymania, to podobne schody w medycynie, gdy chodzi o nasze zdrowie... Nie, tego zaakceptować nie mogę. Należałoby  karać surowo za podobną niefrasobliwość. Natychmiast. Wykorzystajmy anielską bojówkę (poprzedni post): "Z liścia, z liścia i Pan już tu nie pracuje". Dodam, że do dziś kolano w strzępach, a podobnych lekarzy spotkałem wielu. Kiedyś w sprawie skręconej kostki usłyszałem: 
- Proszę ją albo oszczędzać, albo wykorzystywać...
Świetne. Do wyboru, do koloru. Od razu czuję się wyleczony...
Czekam jeszcze na uwagę w stylu:
- Panie doktorze, straciłem stopę!
- Hmm... to trzeba rozchodzić...
To jak, widzimy się w przychodni? Albo lepiej, polecam od razu szpital z serialu "Na dobre i na złe", myślę, że młody Opania, albo Żmijewski, poradzą sobie równie dobrze co prawdziwi lekarze. A i autograf można dostać. Gratis dla opłacających abonament radiowo - telewizyjny...



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz