czwartek, 13 czerwca 2013

Miasto to dżungla

Ciężko się przedrzeć

  Poruszanie się po mieście nie jest łatwe. Pomijam jazdę samochodem, nieczęsto mam okazję korzystać z tego rozwiązania, skoncentruję się więc na zestawie transport miejski + "z buta". Metro, tramwaje, autobusy, nie ma znaczenia czym aktualnie podróżujesz, nie unikniesz spotkania z jednym z nich. To niezwykle silna grupa, mają swoje specjalizacje, w zależności od okupowanego miejsca. O kim mowa? O ludziach ingerujących w naszą prywatną strefę. Nie obchodzi ich, że ktoś chce po prostu dotrzeć z punktu A do punktu B. Ja rozumiem, że ulica to nie moje mieszkanie, ale dlaczego miałoby mnie obchodzić co ludzie z za dużą ilością czasu chcą mi przekazać, tym bardziej, że raczej nie jest to nic ważnego, interesującego. Problem w tym, że o ile tych na dworze da się jeszcze jakoś uniknąć, w środku lokomocji jest to już utrudnione. Wszelkiego rodzaju grajkowie typu akordeon są wyjątkowo natarczywi, gdy wsiadają do tramwaju ogarnia mnie czarna rozpacz. Żałuję, ale brakuje mi tupetu, by podejść i grzecznie poprosić, by przestali grać. Dość powiedzieć, że przebijają się nawet przez muzykę odtworzoną prosto do mózgu (tak słuchawki nie dają rady!). Naprawdę ktoś im płaci za to rzępolenie? Jeśli któreś z was, błagam, zaniechajcie. A może to są ludzie mszczący się za jakieś krzywdy? Coś w stylu - "Wy dranie jeździcie sobie do pracy i szkoły, a mnie w życiu nie wyszło. Tylko grać na tym diabelstwie umiem. Że źle wybrałem? Ważne, że wam zetrę te wasze uśmieszki!" Marzy mi się jakiś asertywny jegomość, który przerwie kiedyś podobnemu grajkowi. Ja się póki co nie zdecydowałem... Pamiętacie cygańskie wiedźmy z okolic dworca centralnego? Żądały pieniędzy za przepowiedzenie przyszłości. Nie ma że nie chcesz, one i tak znajdowały sposób by cię zatrzymać, a jak nie to chociaż dobrą klątwą obrzucały. Naprawdę kiedykolwiek uzyskały jakąkolwiek zapłatę? Jeśli nie, to czemu powracały dzień w dzień? Może to były prawdziwe wiedźmy? Na szczęście pewien śmiałek się znalazł, kolega z liceum (tak Rymu, to ty ;)) i zastosował niezwykle skuteczny, acz osobliwy sposób. Biegał wokół nich, podskakując, z rękami przyłożonymi do głowy -  na kształt rogów, pokrzykując raz po raz: "SZATAN, SZATAN!" Pomogło. Nikt od tamtej pory ich nie widział - dzięki, stary.
  Kiedyś, w okolicy tego samego dworca zaczepił mnie chłopak około 25 letni w niezgorszym garniturze.
Chłopak: -  Dzień dobry, mam dla Pana prezent.
Ja: - Nie, dziękuję, spieszę się (no pewnie, a dokąd?).
Chłopak (wciskając mi buteleczkę do ręki): To perfumy dla ciebie (zmiana taktyki - Pan - zniknęło), prawda, że ładny zapach?
Ja (biorąc flakon): Dziękuję.
Po czym wznowiłem marsz we wcześniej obranym kierunku. Koleś spanikował, zawołał za mną i poprosił bym albo kupił perfumy, albo oddał buteleczkę. Zajebisty prezent. Żałuję, że sobie nie zatrzymałem owego "podarunku". Ktoś miał genialny pomysł na aktywną sprzedaż. Ciekawe czy w drugiej kieszeni miał paralizator na wypadek gdybym nie oddał "prezentu"? 
  Podobnych przykładów jest niestety wiele. Koleś w metrze, który pyta: - Wierzysz w Boga?
No błagam, a kawę może byś chociaż wcześniej postawił, co? Kurde, może ja dla odmiany pójdę dajmy na to do portiera w Mariocie i zapytam: - Ładna dziś pogoda, wierzysz w Boga? 
Czy naprawdę można się spodziewać normalnej odpowiedzi? Mimo wszystko postanowiłem wybadać typa (tego w metrze), więc odparłem: - Tak.
On: - Może porozmawiamy o biblii?
Piękny umysł. Równie dobrze mógłby zapytać: Lubisz pączki?
Ja: - No pewnie.
On: - To porozmawiajmy o produkcji marmolady...
Wracając do prawdziwego dialogu:
Ja: - Nie, nie mam ochoty, ani czasu. Spieszę się na uczelnię (tak, wtedy jeszcze tak).
On: To nie wierzysz w Boga. Nie jest dla ciebie ważny.
Przekonałeś mnie, chodźmy razem głosić prawdy biblijne do okolicznego rynsztoka. Po co mi praca, szkoła, mogę atakować ludzi w metrze. A może to jest wyjście z sytuacji? Wyjść na ulicę? Wmieszać się w tłum i odpłacić "zaczepiaczom" pięknym za nadobne? Podbiję do do podobnego w metrze i zapytam: - Lubisz Anime?
- To może porozmawiamy o kreskówkach z szopem w roli głównej?
Do Grajków, gdy wyjdą ze autobusu/tramwaju podbić z drumlą, albo innym fletem i umilać czas przez cały dzień? Rozdawać darmowe kamienie i żądać pieniędzy? Kusząca myśl... kto idzie ze mną?

  

2 komentarze:

  1. Oj, żałuj. Ja się kiedyś dałem namówić na rozmowę o Jezusie. O Biblii też, ale trochę innej. W każdym razie, 15-20 minut rozmowy i dostałem na zachętę Księgę Mormona. I propozycję przyjścia do nich do kościoła na modlitwę - grzecznie odmówiłem;)

    OdpowiedzUsuń
  2. Ale Księgę zachowałeś? ;). Podziwiam za wytrwałość. Mnie jednak trochę przerażają naganiacze religijni. Przeszedłbyś, kazaliby ci za coś płacić :P.

    OdpowiedzUsuń