poniedziałek, 1 lipca 2013

Najlepsza robota świata

Jakie mamy opóźnienie?

  Człowiek to wygodnicka bestia. Nie wystarczy nam schronienie w jaskini, czy marnym szałasie. Potrzebujemy domu. Mieszkań. Do tego, by się sprawnie poruszać między miejscem pracy, a wspomnianym schronieniem niezbędna jest droga. Ktoś nam jeszcze musi owe dobrodziejstwa zbudować. Robotnicy. Tajemniczy, groźni, niezbędni fachowcy. Szczwane, złośliwe i leniwe bestie. Mam pewną obsesję, gdy mijam miejsce budowy, czy napraw drogowych, placu rozbiórki, generalnie jakiekolwiek rozgrzebane dziury w ziemi, w których aktualnie pracują wspomnieni robotnicy, przyglądam im się przez kilka minut. Czy to możliwe, że zawsze trafiam na przerwę? Klasyczna sytuacja: Jest ich czterech. Dwóch siedzi na stercie cegieł, trzeci pali fajkę, a czwarty... niekiedy pracuje. Trzyma jakieś narzędzie, czasem czymś machnie, potem siada, zapala papierosa i tyle. Chwilo trwaj! Ogarnia mnie mieszanina podziwu, zazdrości i nutka złości. Bywa, że robotników jest więcej, ale pracuje zawsze tylko jeden na czterech. Czasem, choć niezmiernie rzadko, gdy plac budowy wyposażono w ciężki sprzęt typu koparka, albo inny spychacz, pracuje dwóch. Jeden obsługuje maszynę, drugi... patrzy, ulokowany bliżej niż inni. Wskazuje cele? Jak snajper i jego pomocnik, zmyślnie. Ciekawe, że nawet nie próbują stwarzać pozorów. Godne podziwu. I nie ważne jest, czy mamy do czynienia z budową mieszkań, wieżowca, czy drogi. Wszędzie wygląda to tak samo. Czy to tylko przypadek, że trafiam na takie momenty? Wątpię, wszak w budownictwie, opóźnienia są na porządku dziennym. Owszem, czasem są spowodowane brakiem pieniędzy, zmienną pogodą, ale... cóż, Panowie na pewno nie pomagają w dotrzymaniu terminu. Co ich powstrzymuje przed wyciągnięciem flaszki i zagrychy? Jeśli już przy jedzeniu jesteśmy... czasem spotkać można posłańca w pobliskim sklepie, jak kupuje bułki, kiełbasę, a czasem piwo i wódkę. Aha i papierosy oczywiście. Podejrzewam, że Panowie na budowie czekają na powrót zaopatrzeniowca. Zawsze. Gdyby ich spytać co robią, odpowiedzieli by niechybnie: 
- Czekamy na prowiant. Maciuś skoczył.
Takiego Maciusia pewnie wysyłają co piętnaście minut. Albo ruch jest nieprzerwany, jeden za drugiego, by linia zaopatrzenia była aktywna cały czas. Jak na wojnie. Gdy jest ciepło mamy również wątpliwe szczęście pooglądać nagie torsy półboskich robotników. Piwne brzuchy, więzienno - portowe tatuaże, z pokaźnymi łysinami. Zaskakująco niewielu wygląda korzystnie, a przecież imają się ciężkiej pracy fizycznej. Wysiłek plus ciężary, plus praca na powietrzu, powinny zbudować określoną sylwetkę, czyż nie? Dowodem jest kilku robotników, po których widać ciągły, solidny wysiłek. A może mają specjalizacje? Mały, szybki zwinny - zaopatrzenie, grubas to oczywiście dowódca - majster, silny, przypakowany to - robotnik właściwy, no przecież czasem trzeba faktycznie coś zrobić, mamy jeszcze mechanika - do maszyn, a oddział uzupełnia ze dwóch nie sklasyfikowanych jeszcze świeżaków. Zapomniałem o jednostce specjalnej. Pozorant. Ten facet potrafi, jeśli sytuacja tego wymaga, wcielić się na krótko w dowolną z podanych ról. Jego energia szybko się wyczerpuje, dlatego wymaga dodatkowej flaszki. Bez zagrychy. Jeszcze gorzej jest, jak zaprosisz ekipę do siebie. Na domowy remont. Przyjechało do nas kilku z Mazur, dlatego pomieszkiwali przy okazji w naszej piwnicy (starzy postanowili przebudować taras), co doprowadziło do zabawnej sytuacji. Pracowali sobie Panowie, a jakże w klasycznym systemie czwórkowym (tym co faktycznie się narobił był najmłodszy z nich), jednak do czasu... pewnego dnia nie wyleźli z piwnicy. Zbierali się jakoś tak koszmarnie długo, choć była ładna pogoda, odwlekali robotę. Ojciec udał się do nich, by pogadać, wyjaśnić o co chodzi.
Tata: - Dzień dobry. Panowie dzisiaj nie pracują? (dodam, że już mieli opóźnienie)
Majster: - Ano to zależy.
- Tak? A od czego?
- Od flachy. Tak o suchym pysku to nie wypada.
Trzeba przyznać, że facet miał jaja. Trochę załamujące, czyż nie? Najgorsze, że taras, a i owszem, przerobili, ale ze sporym opóźnieniem  i źle... Flaszkę niestety też dostali. Skąd przyzwolenie na taki stan rzeczy? W szkole straszyli, że jeśli nie będę się uczył, wyląduję na torach, albo jakiejś budowie. Zaczynam żałować, że w ogóle skończyłem szkołę. Straciłem okazję by załapać się do najlepszej roboty świata...


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz