poniedziałek, 8 lipca 2013

Złodziej też człowiek

Inny świat

  W sklepie można kupić wiele rzeczy. Większość można potem podarować bliskim, część odsprzedać. Tylko jak na tym zarobić? Obniżając cenę zakupu do zera. Kradnąc. W centrum handlowym, oraz w every - shopie, w którym przyszło mi przebywać przez osiem godzin dziennie, pięć dni w tygodniu (uśredniając w skali miesiąca), dochodzi czasem do kradzieży. Zwykle, gdy mamy do czynienia z zawodowcami, zbrodnia pozostaje niewykryta, a półka może odetchnąć po utracie pewnego ciężaru, w postaci płyty, czy książki. Zdarza się jednak, że złodzieja można przyłapać na gorącym uczynku. Niektórzy z nich niosą ze sobą spory bagaż komizmu, szaleństwa, z domieszką absurdu. Pewien hindus został przyłapany na próbie uszczuplenia zasobów towaru typu płyta, co skończyło się zatrzymaniem i zaprowadzeniem delikwenta na zaplecze. Facet posługiwał się łamanym angielskim i był bardzo nieprzyjemny. Zastrzegał, że zaskarży cały sklep, po czym... rozpiął rozporek i nasikał do kontenera. Naprawdę. Najlepsze jest to, że potem próbował zdjąć portki jeszcze niżej i zrobić kupę do innego, ale, jak powiedział ochroniarz:
- Powstrzymaliśmy go.
Zaprawdę powiadam wam, do dziś zachodzę w głowę, w jaki sposób. Kijem? Zatkali co trzeba, czy raczej złapali za pasek i podciągnęli spodnie? Wyobraźnia podsuwa mi kilka bardziej abstrakcyjnych i obrzydliwych rozwiązań, które zachowam dla siebie. Dość powiedzieć, że część wymaga odpowiednich gadżetów, do innych wystarczą palce... A może użyli perswazji?
- Nie no, proszę Pana. Odpuść Pan sobie dwójkę, dobra?
- Stój! Nie strzelaj!
Niesamowite. A człowiek ów był ubrany całkiem zwyczajnie, umyty, wypachniony - normalny przechodzień. A w głowie... łajno. Ciekawy sposób na przekonanie do swoich racji, czy zemstę. Szkoła, Jacuś wezwany do odpowiedzi, marudzi, nie chce podejść. Nauczycielka:
- Jacek, bo postawię ci jedynkę! Marsz pod tablicę.
A Jacuś na to wstaje, ściąga portki, nachyla się i już zaczyna, gdy nagle Pani przerywa:
- Dobra, Jacuś. Zapytam Mariolkę, siadaj. 
Kiedyś wykorzystam. Nie dalej jak dwa dni temu, podchodzi do mnie łysawy facet, o lekko nieświeżym oddechu, choć jeszcze trzeźwy i prosi o znalezienie jakiegoś disco polo. Zaprowadziłem go do półki, w między czasie pojawiła się też jego kobieta, tłumaczę im, że mamy tylko jedną składankę. Zaznaczyli w odpowiedzi, że łakną "tych starych, najlepszych". Zgodziłem się, że kiedyś to było prawdziwe disco polo, a nie ten chłam, co wciskają nam w  dzisiejszych czasach, po czym znalazłem ową płytę, wskazując, że jest na niej między innymi Shazza. Ucieszyli się, poczęli analizować cenę ustrojstwa. Dwupłytowe wydawnictwo za około 40 zł. Z uśmiechem na ustach, z poczuciem dobrze wypełnionego obowiązku, zostawiłem ich między półkami i udałem się w swoją stronę. Nie upłynęło nawet pięć minut, gdy minął mnie biegnący ochroniarz. Po chwili wrócił, prowadząc ujętą parę od disco polo. Pokręciłem głową, parskając przez zęby. Wracam na dział składanek, na prośbę ochroniarza odszukuję pudełko po skradzionej płycie i... wtedy właśnie zrozumiałem, że mam do czynienia z koneserami. Państwo rozpakowali z folii składankę disco polo i ukradli tylko jedną płytę. Druga została na miejscu. Chyba nie działali w myśl zasady, "jak kraść, to miliony". Nie wiedziałem, że muzykę disco polo warto różnicować. A jednak... szkoda mi artystów, których nagrania były na porzuconej, niechcianej płycie. Nawet za darmo nikt nie posłucha. Nawet złodziej. Innym razem, pewien dresiarz ukradł świeczkę zapachową. Tłumaczył, że na prezent dla "bejbe". I jak tu ich nie kochać? Bywa, że spotykamy też wyjątkowo łebskich oprychów. Jeden nawet ukradł atrapę. Puste pudełko z okładką gry. Prawdziwa dostępna jest przy kasie, ale cóż, może pogra na papierowej konsoli? No nic, pora kończyć. Dziś pracuję, może spotkam jakiegoś wesołego złodzieja? Śmiechu nigdy za wiele ;).

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz