środa, 3 lipca 2013

Piszemy książkę...

Autobiografia

  Wbrew statystykom, głoszącym, że większość Polaków nie czyta nawet jednej książki rocznie (wliczając np. instrukcje do różnych urządzeń), woluminy sprzedają się nadspodziewanie dobrze. Najwyraźniej mamy do czynienia z prężną mniejszością, kupującą większe ilości (Np. mój ojciec. Cały dom w książkach). Ostatnio pojawił się nowy trend, sprzedający się nadspodziewanie dobrze (ku mojemu szczeremu zadziwieniu). To autobiografie. Nie takie zwyczajne, dotyczące ludzi ikonicznych, dawno zmarłych, albo w podeszłym wieku, zasłużonych. Chodzi o wspomnienia młodych muzyków, celebrytów i sportowców na dorobku. Osobliwe. Mamy biografię One Direction. Dwudziestoletnich chłopaczków, którzy wydali raptem dwie płyty. Pomińmy już wartość artystyczną ich twórczości, ale co można przeczytać w podobnej książeczce? Możemy pooglądać zdjęcia i poczytać o pryszczach i randkowaniu. Mało tego. Jeden z członków zespołu wydał też osobną autobiografię. Pozycja powinna liczyć z dziesięć stron. Rozdziały: Przedszkole, podstawówka, wakacje u cioci, płyta, płyta, kontrakt, kasa. Fascynujące. Nie winię wytwórni, wydawców, menadżerów, muzyków - warto zarabiać, mam żal do klientów. Przestańcie kupować nikomu niepotrzebne towary, to może powstanie więcej wartościowych. Jak wydacie kasę na coś takiego, nie starczy wam na prawdziwe książki. Mamy też biografię Biebera. Prawdziwa gratka, to młody chłopak, który wydał tę samą płytę dwa, a nawet trzy razy. Modyfikując nazwę i dodając po dwa kawałki. Brawa dla wytwórni, żerowanie na dziecięcych nabywcach opanowali do perfekcji. Gorzej, że rodzice wykładają kasę. Jak mają za dużo, to ja chętnie przytulę ;) (pieniądze, nie ich dzieci :P). To jeszcze nie koniec równie zajmujących autobiografii. Jest historia Roberta Lewandowskiego, wspaniałego piłkarza, który... znajduje się u progu wielkiej kariery i ma raptem 25 lat. To o czym napisze po zakończeniu występów? Już powoli kończy, czy co? Będzie autobiografia 2.0? Rozumiem pobudki biznesowe, ale walor merytoryczny tutaj nie występuje. Znów apel: Nie kupujcie, bardzo proszę. Warto poczekać, wszak jeśli zdrowie go nie zawiedzie, będzie jeszcze o czym pisać w kontekście Roberta. Spójrzmy na półkę, hm... a tak, jest jeszcze Michael Buble (kolejny muzyk). Przynajmniej nieco starszy. Skąd wzięła się taka moda? Naprawdę istnieje zapotrzebowanie na podobne dzieła? Jeśli ktoś jest sławny z automatu ma ciekawe życie? A może się mylę i każda z tych książek zawiera popaprane, zagmatwane losy, szalenie interesujących ludzi? Wątpię. Tu rodzi się pomysł na kolejny biznes. Może powinna powstać autobiografia kogoś zupełnie nieznanego? Dopiero owa publikacja uczyniłaby go sławnym. Wyobraźmy sobie, kampania reklamowa, zdjęcia na bilbordach. Albert Kosieradzki. Moja autobiografia. I wyszczerzona, lub zmarszczona gęba z papierosem. Wizyty w studiu, film autobiograficzny na podstawie książki, spotkanie z autorem... odwrócenie sławy. Pastisz autobiografii. A sam wolumin? Opisać zwykłe, nieciekawe, codzienne życie. Ale z estymą, żarem. Uwydatnić emocje. Radość z otrzymania dobrej oceny w szkole, rozwleczona na cały rozdział, porażka ukochanej drużyny piłkarskiej jako trzydziesto - stronicowe studium nad depresją... Opis śniadania w postaci kanapek na chlebie żytnim - dziesięć stron, skaleczenie w palec podczas krojenia - dwa rozdziały. Może przynajmniej byłoby zabawnie... na koniec jeden pozytyw dotycząc opisanych przeze mnie dzieł literackich - to wciąż książki. Czytanie jest zdrowe, więc lepiej przeczytać cokolwiek niż nic. Co nie zmienia faktu, że są ciekawsze propozycje. Wracam do lektury, jestem ciekaw, czy w następnym rozdziale Bieberowi wyrosną wreszcie wąsy...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz