sobota, 6 lipca 2013

Polish Psycho

Lustro


  Jako gracz, często muszę odpierać ataki na swoje hobby. Że głupie, niezdrowe, dziwne. Naczelnym argumentem stało się zdanie: „Przegrasz swoje życie przed komputerem”. Zwykle śmieję się z tego typu wypowiedzi osób, które nigdy nawet nie spróbowały pograć, choćby przez pięć minut, w jakąkolwiek grę. Ostatnio dokonałem rachunku sumienia i... zastanawiam się czy nie mieli racji.

  Fifa 13. Siedzę sam w domu, pozaciągane zasłony, telefon schowany, by nikt nie przeszkadzał. Napój pod ręką, pad w dłoniach, gram online. Borussią, albo Wisłą Kraków. Na początku jest normalnie, szczególnie kiedy wygrywam, ale gdy tracę bramkę... krzyczę na bogu ducha winny komputer, wyklinam nieistniejącego sędziego, zohydzam inwektywami mojego przeciwnika. Jeśli sytuacja na wirtualnym boisku, w moim odczuciu, jest niesprawiedliwa (dajmy na to – bramkarz wpuszcza szmatę) wrzeszczę: „Dlaczego?!”. Czasem, w złości, wyrzucam z siebie najbardziej znany, polski, okrzyk piłkarski. Owszem zaczyna się na „k”. Wtedy, w tym kulminacyjnym momencie, odsuwam się od ekranu, odkładam pada i wybucham śmiechem. Niepokojące. Dorosły facet, śmieje się sam do siebie, w pustym pokoju, w którym to chwilę wcześniej, wrzeszczał wniebogłosy. Zgroza. Zmienne nastroje, mania, początek jakiejś solidnej psychozy.

  Dark Souls. Znów zaczyna się spokojnie. Wszyscy ostrzegali, że będzie trudno, wręcz niemożliwie do przejścia. Tymczasem gram sobie w najlepsze, idzie raczej gładko – do pierwszego bosa, którego również zaskakująco łatwo posłałem do piachu. Poczułem, że chyba jestem niezły. Przedwcześnie. Festiwal zgonów, w moim przypadku nadszedł po prostu nieco później. Frustracja, złość, ponowne wrzaski na przeciwników, dziwne sterowanie, niejasne zasady. Wreszcie – krzyki na samego siebie, za nieudolność. A jednak, po każdym zgonie, kolejnych polskich okrzykach piłkarskich, wciąż próbuję raz za razem pokonać nieprzekraczalną przeszkodę. Silny posmak masochizmu, podlany ostrym sosem z czystego szaleństwa. Bo tylko wariat powtarza te same działania, licząc na inny wynik.

  Mass Effect 2. Sam początek gry, animacja ukazująca odbudowaną Normandię w wersji 2.0. Na ekranie scena iście hollywoodzka, emocje podkreślone przez kiczowatą muzyczkę – klasyczny, amerykański wyciskacz łez. Podczas oglądania podobnego filmu, tylko skrzywiłbym się z uśmieszkiem. Jednak grając w Mass Effecta... płakałem jak bóbr. Zresztą nie tylko raz trylogia Bioware'u uwydatniła moje słabostki. Nie będę przytaczał przykładów, by nie zepsuć zabawy, tym co jeszcze nie zagrali. Dość powiedzieć, że ryczałem trzy, cztery razy. Tymczasem wiadomości z realnego świata nie robią na mnie takiego wrażenia. Oglądając fakty w telewizji, bez mrugnięcia okiem przyjmuję do wiadomości kolejne tragedie.
Dodajmy więc do naszej listy jeszcze ogólne zobojętnienie, nadwrażliwość na losy nieistniejących postaci w nierealnych światach. Schizofrenia?  

  Podsumujmy: Ja, jako gracz to osobnik o niezbyt pożądanych cechach. Furiat, o zmiennych nastrojach, ogarnięty manią, ze skłonnością do psychozy. Szaleniec, zaklinający rzeczywistość, masochista, jednocześnie zobojętniały na losy świata i nadwrażliwy wewnętrznie, w odniesieniu do urojonych rzeczywistości. Potencjalny schizofrenik. Ciekawe ilu graczy przejawia podobne zachowania? Ich natężenie może się różnic w zależności od indywidualnych cech, ale szkielet potencjalnych zagrożeń dla zdrowia psychicznego jest niezmienny. Najbezpieczniej byłoby zaklasyfikować mnie jako odosobniony przypadek, wadliwą jednostkę i pewnie wielu tak zrobi. Ale czy słusznie? Może wszyscy zmarnowaliśmy sobie życie przed komputerem? Na szczęście, jak pisał Gombrowicz, mamy wiele masek, a gęba gracza jest tylko jedną z nich. Wystarczy wstać od komputera, wyjść z domu, do ludzi. Czasem trzeba. Dla zdrowia.

2 komentarze:

  1. Heh to uczucie, gdy znakomicie poinformowany w historii światów fikcyjnych jak Fallout lub WoW, a odnośnie Polski znam może z 5 ważnych dat xD

    OdpowiedzUsuń
  2. To i tak nieźle ;). I pomyśleć, że zdawałem rozszerzoną z historii :P. Wiesz, fikcja chyba jest jednak ciekawsza :).

    OdpowiedzUsuń