wtorek, 4 lutego 2014

Scenariusz vel Od Nieudacznika dla Czytelnika vol.4

Walczymy z umierającym czytelnictwem



  Dla ułatwienia, jako, że mamy już kilka fragmentów, poniżej linki do poszczególnych części, będzie łatwiej z chronologią ;). Kontynuujemy scenariusz.
2. http://okiemnieudacznika.blogspot.com/2014/02/kontynuujemy-opowiastke.html


Scena IV

   Widzimy szpitalny korytarz. Kilku chorych i pielęgniarek. Część pacjentów podróżuje na wózkach, inni za pomocą wyposażonych w kółka łóżek, leżąc pod kroplówką. Dwóch lekarzy dyskutuje pochylając się nad jednym z chorych. Nieopodal pielęgniarka robi zastrzyk kobiecie siedzącej na wózku inwalidzkim. Szpital jest wyraźnie przeludniony i wielu pacjentów spędza sporo czasu w korytarzu. W pewnym momencie zza rogu wyłaniają się cztery osoby. Trzy z nich noszą nienagannie skrojone garnitury w różnych kolorach.
   Czwartą osobą jest lekarz w średnim wieku. Łysiejący, mały, acz korpulentny człowiek. Mężczyźni, idąc korytarzem, dyskutują. Trzej w garniturach to odpowiednio: Idący najbliżej lekarza (obok niego, po prawicy) Kosma, dalej i nieco z tyłu sekretarz Kosmy, a jeszcze dalej muskularny ochroniarz.
Lekarz: Jak pan widzi, panie Dharn...
Kosma: Kosma. Nie lubię po nazwisku.
Lekarz: Pan wybaczy...
Kosma: Robercie, nie po to przedstawiłem się na początku wizyty, byśmy teraz wymieniali zdawkowe uprzejmości. Mam na imię Kosma, a nazwisko pozostawmy urzędnikom.
Lekarz (wyraźnie zbity z tropu): Jest mi trochę niezręcznie...
Kosma: Pięknie. Prosić o pieniądze potrafisz, rozmawiać po ludzku już nie?
Wtrąca się sekretarz: Panie Firt, proszę nas na chwilę zostawić.
Lekarz: Ee... tak, oczywiście.
Sekretarz odciąga delikatnie swego szefa nieco dalej, w głąb korytarza.
Mówi: Co się z tobą dzieje, Kosma?
Kosma (przecierając oczy dwoma palcami lewej dłoni): Wybacz... jestem niewyspany. Wciąż dręczą mnie te cholerne koszmary...
Sekretarz: Sny? Cóż nie jest to wystarczający powód, by wyżywać się na ordynatorze niewielkiego, mającego kłopoty finansowe, szpitala, prawda?
Kosma: (westchnienie) Masz rację, Marek. Cholerną rację. Po prostu dość mam czasem tej całej etykiety. Ja mam pieniądze, oni potrzebują... można prościej załatwiać sprawy.
Sekretarz: Cóż, twoja niefrasobliwość czasem mnie przeraża. Wracajmy do ordynatora, bo zaraz jajko zniesie, albo zejdzie na zawał.
Mężczyźni ponownie zbliżają się do lekarza. Podczas krótkiej wymiany zdań, ochroniarz wciąż stał spokojnie w pewnym oddaleniu, a ordynator nerwowo gapił się na plecy potencjalnego darczyńcy.
Kosma (już bardzo spokojnie): Proszę kontynuować, Robercie Firt. To co mówisz jest... niezwykle zajmujące.
Mężczyźni wznowili swój marsz.
Lekarz (oddychając z ulgą): Jak pan... to znaczy, jak widzisz mamy w szpitalu pewne kłopoty z aparaturą i nadmiarem pacjentów. Jednak biznesplan, który przygotowałem, daje nadzieję, że chorzy z naszego okręgu...
Kosma: Ile potrzebujesz?
Lekarz: Ja? Eee... to znaczy chcielibyśmy zakupić nowe przyrządy m...
Kosma: Nie znam się na aparaturze medycznej. Proszę przedstawić szczegóły mojemu sekretarzowi. Ile potrzebujecie?
Lekarz (cały czerwony na twarzy, ręce lekko dygocą): Około pięciuset tysięcy...
Kosma podaje rękę ordynatorowi: Zgoda.
Lekarz: (Wciąż zszokowany, ale wyraźnie szczęśliwy): Dz... dziękuję pa... tobie. Bardzo. W imieniu szpitala i... pacjentów.
Sekretarz skrzywił się nieco.
Kosma: Marku, idź z Robertem do biura i dogadajcie szczegóły.
Sekretarz wzdycha i mówi: Oczywiście. Chodźmy, panie Firt.
Dwóch mężczyzn odchodzi. Ochroniarz nieoczekiwanie zbliża się do Kosmy. Blond włosy ma obficie skropione żelem i zaczesane do tyłu. Na jego twarzy pojawia się krzywy uśmieszek. Mówi: Dlaczego akurat im?
Kosma: Chciał mniej niż inni. Poza tym mam dość na dziś. Muszę... odpocząć.
Ochroniarz: Już? Dopiero trzeci szpital. A ja właśnie zaczynałem się świetnie bawić.
Kosma (Z szerokim uśmiechem): Wiedziałem, że zatrudnienie starego kumpla nie było dobrym pomysłem. Przedkładasz zabawę, nad bezpieczeństwo pracodawcy?
Ochroniarz: W żadnym wypadku. (Muskularny mężczyzna poważnieje) Martwimy się o ciebie.
Kosma (krzywiąc się): Jacy my?
Ochroniarz: Albert...
Kosma: Powinienem was zwolnić. Jesteście gorsi niż matka. Dam sobie radę.
Ochroniarz: To nie są normalne sny...
Kosma: Normalne? A są w ogóle zwyczajne sny? Daj spokój, może to jakieś zatrucie...
Ochroniarz: Bzdura. Powinieneś porozmawiać ze specjalistą.
Kosma: Byłem...
Ochroniarz: Mam na myśli interpretatora snów.
Kosma wybuchł śmiechem. Po czym odrzekł (z ciepłym uśmiechem): Właśnie zbliżyłeś się niebezpiecznie do momentu, w którym otrzymujesz wypowiedzenie...
Ochroniarz (z zatroskaniem na twarzy): Mówię poważnie. Znam pewnego człowieka...
Kosma (zmartwiony, poważniejszy i bez uśmiechu): Posłuchaj... nie wierzę w takie rzeczy. Masz na myśli coś w rodzaju medycyny naturalnej, albo hmm... wróżenia z fusów?
Ochroniarz, wciąż z poważną miną pokręcił głową. Mówi: To jego wizytówka. (wyciąga rękę z wizytówką w ręku) Zadzwoń i chociaż z nim pogadaj. Proszę.
Następuje zbliżenie na wizytówkę. Biała, krawędzie pokryte motywem kwiatowym. Przypomina on cierniste pnącza, oplata krawędzie prostokątnej kartki. Motyw w kolorze zielonym.
Kosma wzdycha. Po chwili wahania wyciąga rękę i mówi: Dobrze. Jeśli dzięki temu dacie mi spokój to... zastanowię się. Może i zadzwonię (bierze wizytówkę i wpycha do kieszeni).
Kosma: Chodź, przejdźmy się po tym cholernym szpitalu. W końcu wyłożyłem na niego trochę kasy.
Ochroniarz uśmiecha się szeroko. Mówi: Skoro mowa o pieniądzach... może podyskutujemy o mojej podwyżce? Od dwóch lat zarabiam tyle samo, a ceny w sklepach rosną w zastraszającym tempie...

Koniec sceny. Kolejne ściemnienie. Komiksowe, już nie tak nowatorskie, bo wykorzystane ponownie...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz