wtorek, 4 lutego 2014

Od Nieudacznika dla Czytelnika vol.3

Lokowanie produktu



  Dla ułatwienia, jako, że mamy już kilka fragmentów, poniżej linki do poszczególnych części, będzie łatwiej z chronologią ;). Kontynuujemy scenariusz.

SCENA III

 
   Widzimy wielki, drewniany dom na skraju klifu. Wysokie skały, w dole szumi morze. Jest noc, szaleje burza. W pewnym momencie niebo rozświetla błyskawica i wtedy widać dom wyraźniej. Przypomina nieco góralski. Murowane fundamenty(sklejone skały), a wyżej drewniana konstrukcja. Po stronie morza znajduje się obszerny taras. Przechodzimy do wnętrza domostwa. Jesteśmy teraz w sypialni. Ogromnej. Z jednej strony znajdują się przeszklone drzwi na taras, z widokiem na morze. Z drugiej pokój zamykają dwu-skrzydłowe, drewniane wrota. Zdobione kwiatowymi ornamentami.
   W centralnym punkcie pomieszczenia, jest duże łóżko z baldachimem. Na ścianach pokoju, wiszą obrazy przedstawiające morskie fale. Gdzieniegdzie, pomiędzy tym motywem, znajdują się obrazy w stylu Beksińskiego i Siudmaka. Drewniany sufit pokryto mapą nocnego nieba. Trochę jak w pokojach dziecięcych, tyle, że zdecydowanie lepszej jakości. Nocą, sztuczne gwiazdy świecą, odbijając promienie księżyca, kradnącego blask słońcu. Widzimy kotarę (czerwoną- w tym świetle raczej nie widać dokładnie), zasłaniającą wnętrze łóżka. Teraz patrzymy na męską postać, na łóżku. Kołdra, satynowa, czarna, jest skopana i usytuowana gdzieś poniżej pasa. Mężczyzna miota się po łóżku. Rysy twarzy, wykrzywia grymas strachu i niezadowolenia. Momentami przechodzi w cierpienie. Nagle postać zrywa się z krzykiem. Do pozycji siedzącej. Podpiera się lewą ręką, prawą dotyka do swego czoła. Mężczyzna cały dygocze. Oddycha ciężko. Rzut oka na drzwi. Słychać pukanie. Znów kamera ukazuje mężczyznę na łóżku, spoglądającego teraz w kierunku wejścia. Mężczyzna jest młody, lekko po trzydziestce.
Mężczyzna:
- Wej... (odchrząka) Wejdź, Albercie!
Drzwi otwierają się (do wewnątrz) i do pokoju wchodzi, ubrany w nienagannie skrojony garnitur, mężczyzna. W średnim wieku, barczysty. Niewielkiego wzrostu, z łagodnym, teraz nieco zatroskanym wyrazem twarzy.
Albert:
- Coś się stało? Wezwać lekarza?
Kosma:
- Nie, bo będę musiał dać mu podwyżkę za pracę po godzinach... nic mi nie jest.
Albert:
- Źle wyglądasz.
Kosma:
- Dzięki. Ty za to wspaniale. Po cholerę ci garnitur w środku nocy? Nigdy się nie kładziesz?
Albert:
- Nigdy. Zawsze do usług.
Kosma:
- Cholera, mam lokaja psychopatę. Pięknie, obaj nie śpimy zbyt długo, ja mam koszmary, ale ty? Pracoholizm ma swoje granice.
  Albert(ciągle stoi w pobliżu drzwi, ręce skrzyżował za plecami): - Lubię swoją pracę. Gdy śpię, mogę zaniedbać pewne obowiązki...
Kosma:
- Przypomnij mi, żebym wysłał cię na terapię.
 Kosma siada na brzegu łóżka, wsuwając stopy w kapcie. Lokaj podchodzi do szafy (lustrzanej) {Widzimy jego odbicie w niej}, otwiera szafę i wyjmuje czerwony szlafrok. Wręczając swemu pracodawcy mówi:
- Przygotować posiłek? A może kawy?
Kosma krzywi się. Przyjmując szlafrok (i ubierając się weń) odpowiada:
- Dość tego, Albercie. Dziś masz wolne.
Albert (uśmiechając się):
- Proszę, nie... praca jest dla mnie wszystkim.
Kosma (również z uśmiechem):
- I to mnie właśnie martwi. (Poważnieje) Te koszmary... mam dość. (Idąc w kierunku barku): - Od tygodnia nie mogę się porządnie wyspać.
Albert (zatroskany):
- Terapia nie pomogła?
Kosma:
- Jaka terapia? Ledwie jedna wizyta... zresztą więcej nie będzie. Nie jestem zadowolony. Pieniądze wziął, a mnie lepiej nie jest.
Albert:
- Może potrzeba więcej sesji...
Kosma:
- I pieniędzy? Dziękuję, nie skorzystam.
  Kosma już z gotowym drinkiem w ręku:
- Cholera, nie zaproponowałem ci drinka...
Albert:
- Nie piję w pracy.
Kosma:
- Ale ty zawsze pracujesz...
Albert (Marszcząc czoło):
- Hmm... więc nie piję wcale.
Albert wskazuje Kosmie łóżko:
_ Usiądź, Kosma. Opowiedz co ci się śniło...
Kosma:
- Cholera, nie jestem dzieckiem.
Albert:
- To pomaga...
Kosma:
- Gadasz jak ten psycholog. Dobra, już siadam (podchodzi do łóżka i siada nań).
Albert przysuwa sobie fotel (stojący koło barku) i siada naprzeciwko swego pracodawcy.
Kosma bierze spory łyk, wzdycha.:
- Znów to samo... Leżę... leżę na łóżku, takim szpitalnym, bardzo niewygodnym. Czuję... wiem, że jestem bezradny. Nie mogę się poruszyć.
Albert:
- I co dalej?
Kosma:
- Właściwie nic. To nie jest sen, w którym się coś dzieje... tylko uczucie... bezsilności. Okropne!
Albert:
- Dziwne, od tygodnia, dzień w dzień...
Kosma:
- Wiem, Albercie. Nawet proszki nasenne nie pomagają.
Albert:
- Może powinieneś wyjechać, odpocząć trochę...
Kosma:
- Zapomnij. Dużo pieniędzy rodzi wiele obowiązków.
Albert:
- Bzdura. Nie jestem bogaty, a mam jeszcze więcej pracy od ciebie.
Kosma:
- Pięknie! Tobie też za mało płacę? Sępy!
Albert wstaje z fotela i idąc do drzwi rzuca:
- Pójdę już. Jutro kolejny wielki dzień...
Kosma (Uśmiechając się krzywo):
- Jasne... wizyta w kilku niedofinansowanych, źle zarządzanych szpitalach. Prawdziwe sępy to ordynatorzy placówek medycznych.
  Albert stoi przodem do wejścia. Jest już poza pokojem i dłonie trzyma na obu klamkach. Mówi:
- Ciężkie jest życie filantropa. {Zamyka drzwi. Widzimy je teraz zamknięte}.
Rzut oka na Kosmę, siedzącego znowu na łóżku. Pan domu dodaje:
-  I jego wrednego lokaja.



Koniec sceny. Następuje nowatorskie, komiksowe ściemnienie.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz