środa, 9 marca 2016

Oko na leniwca

Jutro... później... nigdy...



    Większości ludzi da się przypisać klarowną etykietę. Czasem opartą na charakterystycznym wyglądzie, innym razem wynikającą z dominującej cechy osobowości lub z powodu określonego pochodzenia owej postaci. Muszę przyznać się do opisywanych praktyk, zwykle już po kilkunastu minutach mam pierwszą etykietę, którą potem modyfikuję albo zamieniam na inną, w miarę poznawania danej osoby. Upraszczam, klasyfikuję, krzywdzę, lekkomyślnie dobierając negatywne łatki. Na swoją obronę, ujawnię kolejny fragment mojego zwichrowanego umysłu, etykiety zwykłem przyznawać również sobie samemu. Właściwie jest to najbardziej klarowna etykieta ze wszystkich jakie kiedykolwiek przypisałem. Leń.
    Zwykłem odkładać sprawy na jutro. Następnie wydłużam proces o kolejny dzień. Docierając do tzw. deadline'u przesuwam ścianę dalej. Potem przebijam ją leniwie i nadal drepczę w miejscu. Byle do jutra. Albo najlepiej do wiecznego nigdy. W październiku, lub we wrześniu, nie pamiętam kiedy dokładnie i oczywiście nie chce mi się sprawdzić, mój dowód osobisty, jedyny dokument ze zdjęciem, stracił ważność. Nie mogę oddać krwi, pobrać zaświadczenia dotyczącego ilości przekazanej posoki, dzięki któremu uzyskałbym zwrot podatku, nie potrafię urzędowo potwierdzić, że ja to ja. Nie chce mi się iść do fryzjera, zrobić zdjęcia do dowodu i wysłać wniosku o wyrobienie. Uszkodziłem mały palec lewej dłoni kilka tygodni temu, grając w siatkówkę. Zapisałem się w końcu, po wyczerpującej walce z lenistwem, na wizytę u ortopedy w Lux Medzie, tyle, że... nie mam dowodu osobistego, nie przejdę więc rejestracji na miejscu, nie podejmę leczenia. Dramat. Rachunki, papiery, chusteczki, wszystko upycham po kieszeniach, z myślą, że później wyrzucę zawartość do kosza, gdy uznam, że wspomniane papiery nie będą już potrzebne. Mijają tygodnie, spodnie trafiają do prania pełne niepotrzebnych śmieci, a ja kontynuuję proceder. Czemu odsłaniam przed wami kaprawe wnętrze? Ku przestrodze. W ramach terapii szokowej, zabieram was do swoistego ośrodka zepsucia, ukazując beznadziejny przypadek chorobliwego lenia. Niczym upodlony alkoholik ukazany nadmiernie pijącym, czy wychudzony, umierający ćpun zaprezentowany początkującym koksownikom, próbuję wpłynąć na wasze umysły, ratujcie resztki energii przed entropicznym rozkładem leniwego bezruchu. Pozdrawiam z drugiej strony rzeki. Jednocześnie pragnę uspokoić podobnych wykolejeńców. Nie jesteście sami, odwagi! Możemy oszukiwać społeczeństwo, pozorować działania, pracować, żyć, dawać coś z siebie. Cóż z tego, że pozornie? Wystarczy by współtworzyć społeczeństwo! Pracoholicy - pamiętajcie by czasem odpuścić, dno znajduje się zdecydowanie niżej, niż chwila lenistwa i zaniedbania. Zbilansowani energetycznie ludzie, nie idźcie moją drogą, pielęgnujcie w sobie iskierkę ambicji. Beznadziejni leniwcy, zapraszam na kanapę! 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz