sobota, 19 lipca 2014

Obwoźny kabaret

Mobilna rozrywka za darmo!



    Z powodu wyłączenia z ruchu, na pewnym strategicznym w kontekście mego dotarcia do pracy odcinku trasy, tramwaju o wdzięcznym numerze 17, musiałem poszukać innej możliwości przemieszczania się. Padło na autobus. W tymże konkretnym, linii 136 nigdy jeszcze nie spotkałem grajka, ani śpiewaków, może mają swoje nakreślone trasy, gdzie najwięcej kasy wyciągnęli? Jednakże zakłócacze porządku mają się dobrze, tyle, że występują w innej, zmutowanej wersji. Przyjęli formę lokalnych, stałych pasażerów. Jako, że autobus kończy swój bieg pośród warszawskiego blokowiska, obraz ten jest szczególnie interesujący. Najbardziej upodobałem sobie pewną korpulentną (chodzący boczek) młodą dziewczynę, obdarzoną wyjątkowo donośnym głosem. A potrafi go używać, a jakże. Zamiast śpiewać na scenie, posługuje się rozmówcą telefonicznym, na którego zwykła krzyczeć. Wbrew pozorom wzbudziła moją głęboką sympatię, miałem wrażenie, że kabaret opuścił deski teatru i ruszył do autobusu na prywatny pokaz właśnie dla mnie. Poczułem się wyjątkowy, wybrany. Dzięki dziewczynie nie musiałem już zmuszać się do czytania książki (co jak wiemy szkodzi zdrowiu) i porzuciłem możliwość spokojnego, ładującego baterie przed pracą, rozmyślania. Wybrano za mnie, krzykliwy, specyficzny program. A oto najciekawsze fragmenty:
Dziewczyna, wsiadając, cały czas do telefonu... i do nas:
- No weź, Julka no, ale jest gorąco!
- No kurde ale się spociłam! (chciało by się rzec, o fajnie, ja też. Albo: A ja zjadłem płatki! Dzięki za info.)
- Ty no weź, zmieści ci się na dupę? (Ekhem, pokrowiec może?)
Pauza.
- No weź tu jest taak gorąco. No w autobusie jestem już jadę.
- To może pomogę ci się wcisnąć w te spodnie. (Jasne, ja też chętnie pojadę i pomogę. Ktoś z pasażerów jedzie z nami, hmm? Przydałaby się wspólnota, wyznaczająca cykliczne, poranne i wieczorne spotkania, na których każdy każdemu portki naciąga, wciska w sukienkę, czy inne bolerko. Na randkę? Pomożemy! Nie lepiej kupić większe?)
Rozłącza się, dzwoni do innego biedaka...
- No cześć. W autobusie.
- Monika, ta Julka, kurwa, cały czas ma problem. No mówię ci. Że się nie ma w co ubrać. W dupie jej się przewraca. (No tak, poobgadujmy, póki gorąca ;) Przyjaciółeczki, hłe, hłe. Jak jej się dupa przewraca, to rzeczywiście ciężko wcisnąć...)
- Dwa przystanki jadę, do kiosku. No kurna, po fajki jadę.
- No jasne. Skąd mam na fajki? A wiesz, babcia mi dała 12 złotych, tak sama z siebie! (parsknąłem śmiechem - nie zauważyła. Brawa dla dającej wnusi pieniążki samej z siebie babulki. Współczuję pociechy... ciekawe czy wiedziała na co? A ta radość i niedowierzanie w głosie. Jakby wygrała w Lotto, pozazdrościć. 12 zł! Na fajki! Od babci! I dała SAMA Z SIEBIE. Super, tylko dlaczego cały autobus musi o tym wiedzieć?)
Jak powiedziała, tak zrobiła. Wysiadła (nadal rozmawiając) i podbiegła do kiosku, gdy kupowała powoli traciłem ją z oczu... oczywiście transakcja przebiegła również we trójkę. Sprzedawca, dziewczyna z boczkami i jej rozmówczyni telefoniczna. Kurtyna. Muszę przyznać, że bawiłem się całkiem nieźle, choć wolałbym SAM Z SIEBIE wybrać godzinę rozpoczęcia spektaklu. Pora zmykać, za godzinę mam wciąganie pończoch na dworcu centralnym...

2 komentarze:

  1. Zabiłeś mnie tym "pokrowcem" na dupę xD

    OdpowiedzUsuń
  2. Hłe, hłe. Mnie zabiła Dziewczyna z Boczkami. Ostatkiem sił chciałem podzielić się ze światem odrobiną wesołości ;). Cieszę się, że podołałem ;).

    OdpowiedzUsuń