czwartek, 30 stycznia 2014

Kolega, kolegi, żony, siostry, matki...

Apel



    Mieszkanie. Praca. Pieniądze. Sukces. Solidne, uniwersalne cele. Świadomie czy nie, większość z nas dąży społecznie do osiągnięcia choćby jednego z nich. Podobno niektórym się udaje. Żyją wśród nas jak cienie, wyrzuty sumienia, ale także promyczki nadziei. Kto nie słyszał przynajmniej dwóch, trzech opowieści o ludziach z mniej lub bardziej bliskiego otoczenia, posiadających ciekawą bądź intratną pracę, ten ręka do góry. Lasu uniesionych kończyn nie widzę, jedynie kiwające głowy. Szczęśliwcy albo pracują w jakiejś bliżej nie określonej knajpie, uzyskując zarobki rzędu 5 tysięcy złotych miesięcznie, biorą po 500 zł dziennie napiwku, męcząc się jedynie przez dwa, trzy dni w tygodniu. Czasem malują figurki na zamówienie, sprzedają wyroby  za granicę, innym razem zaczepiają się w jakiejś tajemniczej firmie i zgarniają kokosy za prostą pracę biurową. Inni przepisują teksty za sowite wynagrodzenie, wożą celebrytów po Warszawie, wyszukują i sprzedają z zyskiem ciuchy z odzieży używanej. Zawsze towarzyszą naszym opowieściom zwroty typu podobno, ponoć, tak słyszałem, mój kolega zna kolegę i tym podobne bzdury. A jednak wierzymy. Chcemy wierzyć, że można. Bez kwalifikacji, wystarczy odrobina szczęścia i determinacji. Zastanawiam się jak wiele jest prawdy w historiach owych pół-bogów. Niedoścignionych wzorów do naśladowania. Jesteśmy pokoleniem mitomanów, a może po prostu otaczają nas ci, których obdarzono odpowiednimi cechami charakteru. Żyją poza nawiasem społeczeństwa, ponad nami. Słyszymy o nich jedynie z ust kolegów - kolegów - kolegów - braci swych sióstr. Apeluję do wszystkich zwyczajnych ludzi sukcesu, ujawnijcie się. Zaraźcie nas, mniej zaradnych, cynicznych i nieprzystosowanych do dzisiejszego rynku pracy nieudaczników, swoim sukcesem. Potwierdźcie, że to wszystko prawda, że zarabiacie chorą forsę w miłej atmosferze wymarzonej pracy. Zorganizujcie warsztaty, pogadanki u podstaw w urzędach pracy, załóżcie motywacyjną stację radiową. Pomóżcie, bo sami nie damy rady. Mityczne posady kuszą, są jak religia, ale na wyciągnięcie ręki. Potrzebujemy tylko pasterzy, którzy nas poprowadzą. Bądźcie łaskawymi bóstwami, miejsca starczy dla wszystkich, prawda? Jak myślicie, oni istnieją? Może znacie kogoś osobiście, albo, o radości, jest wśród was jedno z nich? Zapraszam, idolu, wybuduję ci kościół, naraję wyznawców, w zamian poproszę...ekhem jedynie o mały drobiazg. Co powiesz na mieszkanie? A może chociaż intratną posadkę w cieniu korporacyjnej chwały? To jak, skontaktujesz się ze mną kolego, kolegi, kolegi, mojego brata kolegi? Bo przecież nie spróbuję na własną rękę, za duże ryzyko... zabija nas brak inicjatywy... ale słyszałem od kolegi, że siostra jego kumpla pracuje przy załadunku tulipanów w Holandii, zarabia 10 tysięcy złotych na minutę, także wciąż mam nadzieję na lepsze jutro...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz