sobota, 10 sierpnia 2013

Z kamieniem w dłoni...

Szkiełkiem po masce...


   Docierając do pracy, trafiłem na odległy od centrum, fragment ulicy Marszałkowskiej. Kamieniczki, bruk, instalacja w kształcie tęczy na placu. Nie posądzałem tej ogromnej ulicy o tak urokliwe fragmenty. Spacerowałem spokojnie, powoli dryfując w kierunku miejsca pracy, gdy nagle stałem się świadkiem nieprzyjemnego zdarzenia. Stałem na przejściu dla pieszych, w blasku mrugającego, zielonego światła, które płynnie przeszło w złowieszczą czerwień. Niestety pewien wyrostek, z nagim torsem, w towarzystwie swej czternasto - letniej dziewczyny, postanowił olać kierowców i radośnie wkroczył na zebrę, w blasku ostrzegawczej czerwieni. Samochody dobrodusznie go nie przejechały (a szkoda), tylko jeden z kierowców, z westchnieniem pokręcił głową. Na co nasz szanowny młodzieniec, spiorunował go wzrokiem i pokazał środkowy palec. Potem jeszcze szedł kawałek za skręcającym samochodem i wygrażał w jego kierunku. Wyglądał raczej żałośnie, z tym kamiennym, wyższościowym wyrazem twarzy. Przykra sprawa. Rozumiem, że można olewać światła i narażając życie przemykać na drugą stronę, ale czy naprawdę można wierzyć w swoją rację? Czy to tylko poza? Jego czternastka, w ogóle na to nie patrzyła. Pewnie było jej głupio. Gdybym miał samochód, potrącałbym podobnych zjebów. Nie na śmierć, cenię sobie wolność, ale tak delikatnie postraszyć nie zawadzi. Niestety po stronie kierowców zdarzają się równie buraczani osobnicy. Nie znoszę parkujących na środku chodnika. Całkowicie blokują ścieżynkę. Jestem bliski przejścia po prostu po ich samochodzie. Najlepiej w ubłoconych buciorach. Albo wezmę kawałek szkła i zarysuję maskę, porządnie, do szyby przykleję karnego kutasa za złe parkowanie. Nie wiem co taki kierowca sobie myśli, ale chyba niewiele i nie często. O ile demony parkowania są jeszcze umiarkowanie szkodliwe dla zdrowia, to grasujący na pozbawionych świateł przejściach dla pieszych piraci, stanowią już realną groźbę dla naszego życia. Wchodzisz sobie radośnie na pasy, uprzednio rozejrzawszy się w obu kierunkach, a samochód w oddali, zamiast zwalniać, przyspiesza. Strach się bać. Potencjalni mordercy, czy ćwoki bez wyobraźni? A może upośledzeni przestrzennie? Samobójcy, sadyści, masochiści? Politycy, fanatycy, zło wcielone, sam szatan podróżuje warszawskimi ulicami? Może ktoś kto miał zły dzień i myśli sobie. O idzie jakiś debil bez kółek, postraszę go, będzie zabawa. Dzięki za miłe wrażenia Panie hipotetyczny kierowco. Moja kobieta stwierdziła, że powinniśmy nosić kamienie w kieszeniach, by rzucać nimi w przejeżdżającego mordercę. Pomysł ciekawy, tylko nigdy nie pamiętam by poszukać odpowiednich pocisków. Pewnie najlepsza byłaby cegła, ale weź tu traf samochód w ruchu. Chcę wierzyć, że ci wszyscy ludzie bez wyobraźni, to wciąż te same osoby, które tylko przesiadają się do innego środka lokomocji. Czasem spotykam ich na ulicy, na piechotę, a innym razem w tramwaju, czy na przejściu dla pieszych, zakutych w metalową, ruchomą zbroję na czterech kółkach. Oby, bo jeśli nie, to liczebność mądrych inaczej jest niestety przytłaczająca. I stale rośnie. Co nam pozostało? Kamienie w dłoni, szkiełko w kieszeni i hart ducha. Wiara w to, że w jednym kawałku dotrzemy do celu. Powodzenia!

2 komentarze:

  1. ja na miejscu kierowcy wyskoczyłbym z samochodu z gaśnicą w dłoni...

    OdpowiedzUsuń
  2. a ktoś inny buchnąłby ci samochód :P

    OdpowiedzUsuń