czwartek, 23 czerwca 2016

Kwestia stylu

Się wyklepie!



    Kolega przyjechał na kręgle. Spędził miły wieczór, popił, pomachał ramionami, stoczył sportowy bój, pożartował. Krótko: Naładował baterie. Wychodzi na parking, odnajduje wzrokiem samochód i... niespodzianka made in Polska. Wehikuł, a i owszem stoi, lecz z wgiętym dachem, rozbitym światłem. Analiza zapisu video z kamer monitoringu odpowiedziała na większość nurtujących kolegę pytań. Dwóch zapitych niemal na śmierć obywateli poskakało po samochodzie, rozbili lusterko, pośpiewali, poszli. Trzymam kciuki za złapanie sprawców wandalizmu, jednocześnie nie mogę oprzeć się wrażeniu, że jakkolwiek Polacy piją dużo, to jednak bez pijackiej klasy. Weźmy takich Irlandczyków. Na polskim Euro, pijani w sztok, śpiewali pięknej policjantce:
- We love you, we love you, uu---uuu---uuu!
    Euro 2016, ulica wypełniona zielonymi kibicami, tańczą, śpiewają i przede wszystkim piją. Cholernie dużo piją. W radosnym zapamiętaniu uszkodzili dach, zaparkowanego przy morzu Irlandczyków, samochodu. Reakcja? Zbiórka pieniędzy i natychmiastowe wciskanie banknotów, poprzez uszczelkę na drzwiach, do wnętrza pojazdu. Zieloni parli do przodu, aby móc dorzucić swój banknot. Jasne, uszkodzili czyjeś mienie pod wpływem alkoholu, jednak natychmiast podjęli czynności naprawcze. Niekonwencjonalne? Owszem, tyle, że to jeszcze nie koniec. Jeden z kibiców postukał w dach i namówił resztę Irlandczyków do podobnej praktyki. W mgnieniu oka kilkunastu ludzi ostukiwało blachę samochodu w strategicznych miejscach. Efekt? Błyskawiczny i co najważniejsze: skuteczny! Auto jak nowe, tłum wiwatuje, zieloni ruszają dalej!
   Niewielki Pub Irlandzki przy ulicy zalanej morzem zielonych kibiców. Śpiewają, tańczą i piją. Na balkon wychodzi staruszek, kilku kibiców macha w jego stronę. Francuz odpowiada podobnym gestem, następnie rozpętuje się burza! Irlandczycy wiwatują, gdy tylko staruszek pojawia się na balkonie, machają mu, śpiewają na cześć nieboraka. Jak pod papieskim oknem w Krakowie!
   Podobna ulica wypełniona Irlandczykami po brzegi. W rogu, otoczona z trzech stron przez kibiców zielonych, piękna Francuzka. Śpiewają jej piosenkę, wiwatują, dziewczyna speszona, lekko przestraszona, łapie się za głowę. Jeden z Irlandczyków zbliża się nieco, naruszając strefę buforową. Tłum reaguje:
- Uuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuu!!!
Dziewczyna rumieni się, ale całuje kibica w nadstawiony policzek. Kolejna porcja wiwatów, istny gejzer radości! Myślę, że "nasi" w analogicznej sytuacji zachowywali by się wulgarnie i chamsko, od razu wyskakując z łapami i dwuznacznymi tekstami. 
   Pod stadionem węgierski reporter relacjonuje wynik meczu, w którym nawet nie grali Irlandczycy! Nagle w kadrze pojawia się uśmiechnięty Irlandczyk. Potem drugi, trzeci, rozpoczynają śpiew. Wtem kilku innych zachodzi przerażonego reportera od tyłu i podnoszą go, wiwatując. Dziennikarz solidnie speszony kontynuuje relację z irlandzkimi pieśniami w tle. Magia, radość i czyste szaleństwo!
   To prawda, że od czasu do czasu któryś z zielonych utonie w rzece, zaginie w gąszczu uliczek, ale kulturą picia biją Polaków na głowę. Rodacy, uczmy się szalonej radości, a wy, Irlandczycy, nie zmieniajcie się!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz