niedziela, 24 kwietnia 2016

Sąsiedztwo

Podejdź Pan do płota!



    Mieszkam w lokalu, w którym ściany wewnętrzne między pomieszczeniami są grube, nie przepuszczają hałasu, podczas gdy przegrody oddzielające sąsiadów zbudowano chyba ze styropianu. Blok pod tym względem nadaje się na dublera dla budynku z serialu Alternatywy 4. Z jednej strony znajduje się lokum młodej pary, której o dziwo nie słychać, jednak z sypialnią graniczy pokój niespełna dwudziestoletniego hip zioma z tępym, hałaśliwym głosikiem. Ten stwór jest zawsze w domu. Nie uczy się, nie pracuje, tylko gada przez telefon, rechocze, przewraca przedmioty i kurwi na swoją niezdarność. Zaprasza ludzi koło północy, czasem wydaje nieartykułowane dźwięki. Fascynujące, acz upierdliwe stworzenie. Jego matka, wiem że istnieje dzięki częstym okrzykom nastolatka:
- Mama!!! Zrobisz herbaty?!
- Mama!!!
podobno pracuje w urzędzie, więc nie mamy do czynienia z pełną patologią. Choć ojca oczywiście brak. Liczne skargi mieszkańców budynku nie spotkały się póki co z konkretną reakcją władz. Szczerze mówiąc, gdyby nie wrażliwe ucho mojej towarzyszki życia, nawet bym nie zwrócił uwagi na koszmarnych sąsiadów, słoń nadepnął mi na ucho, a hipopotam poprawił z dyńki. Mogę spać i funkcjonować w każdych warunkach. Ale jak to często bywa problemami, gdy ktoś już raz zwróci na niego uwagę, nie można zapomnieć, powrócić do stanu sprzed nabycia wiedzy. 
   To nie koniec kolorytu lokalnego. Osiedle, w którym przyszło mi żyć nie segreguje śmieci, a co za tym idzie musimy płacić wyższy czynsz. Pal licho pieniądze, choć z bólem serca, ale kto w dzisiejszych czasach nie segreguje śmieci? Tragedia. Muszę drałować sto metrów dalej, pod inny budynek, aby cichaczem podrzucić własne szkło i plastiki. Na szczęście im dalej od domu tym lepiej. Nieopodal znajduje się wspaniały, zadbany i dobrze urządzony park z wielkim jeziorem, a po drodze doń, odkryłem plac do ćwiczeń, który zamierzam molestować latem. Do parku idę otoczony joggerami, mijam górkę, pod którą podbiegają co ambitniejsi. Serce rośnie! Nagle, po drugiej stronie jeziora dostrzegam osobliwy kształt. Pozbawione korony oraz gałęzi grube drzewo, przy którym majstrują ludzie. Zaciekawiony ruszyłem na spotkanie wiekowej rośliny. Okazało się, że ów pień, stanowi pojemnik na książki oraz czasopisma, które każdy może wziąć i przeczytać! Świetna sprawa, sfinansowana ze środków europejskich. Podebrałem jedną książkę i zamierzam podrzucić stare czasopisma. Fajna, nowoczesna inicjatywa i póki co, o dziwo działa. Choć obawiam się ataku polskości w postaci sterty śmieci wepchniętej do swoistej, literackiej dziupli. Okazuje się, że można stworzyć skrawek terenu, który będzie nie tylko urokliwy i czysty, ale także funkcjonalny i przestronny. Szkoda tylko, że aby osiągnąć podobny efekt trzeba oddalić się od domu. Na pohybel papierowym ścianom i głośnym sąsiadom! A teraz idę do parku. Po książkę.   

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz