Nie…
bo nie!
Nieopodal
mojego aktualnego miejsca zamieszkania znajduje się całodobowy
punkt xero. Pełen zakres - drukowanie, laminowanie, różne rodzaje
nośników, raj dla sumienia studenta kopiującego notatki, do
których i tak nie zajrzy. Złośliwy los umieścił wspomniany punkt
dobrodziejstwa na terenie prowizorycznie ogrodzonego podwórka, przy
którym przyszło mi rezydować. Kloc mieszkalny dzieli z ową
drukarnią, poza wspólnym placem, również zamykaną na zamek
magnetyczny furteczkę. Nie ona jest jednak głównym bohaterem
dzisiejszego narzekania, a kartka umieszczona na powierzchni owych
drzwi wejściowych. Owa wiadomość legitymuje się następującą
treścią: Prosimy
zamykać furtkę.To
wszystko. żadnych dodatkowych warunków, dyspens, szczególnych
okoliczności, gróźb. Ot prosta, obywatelska prośba pozwalająca
mieszkańcom zachować iluzję bezpieczeństwa i komfortu. Na próżno,
apel notorycznie trafia kulą w płot. Gdyby mnie ktoś zapytał o
nadrzędny, głęboki cel zamykania owej nieszczęsnej furty,
odpowiedziałbym:
Nie
wiem po co. Nie znam przyczyny.
Co nie zmienia faktu, że spełnienie, było nie było, prośby
lokalnej społeczności naprawdę nic nie kosztuje poza prostym
ruchem ramienia i nadgarstka. Jaki jest czynnik powodujący
zaniechanie? Przekora niezamykających? Ponownie - zwykła ludzka
bezmyślność, lenistwo? Złośliwość, strach przed zamknięciem?
Pseudo kozactwo w stylu -
Cha!
Nikt nie ograniczy mojej wolności, prędzej piekło zamarznie, niż
ja zamknę tę furtkę!
Ostatnio,
wespół z bojową towarzyszką, zaczailiśmy się na
potencjalnego Zaniechacza. Wyszedł przez furtkę oraz na przeciw
naszym oczekiwaniom zarazem. Wywiązał się taki oto dialog:
BT (Bojowa Towarzyszka):
- Hej,
człowieku, nie zamknąłeś furtki!
KZ (Koleś
Zaniechacz):
- Xero
jest do 20! (Krzywo i nie na temat. Równie dobrze mógł
odpowiedzieć: W
Paryżu jest teraz 16 stopni. I ani jednej chmurki na niebie!
Doprawdy zadziwiająca wyobraźnia…)
N(Nieudacznik,
czyli ja…):
- Słucham?
To nie ma znaczenia. Jest prośba, trzeba zamykać.
KZ:
- Punkt
xero jest do 20! (Mój wewnętrzny człowiek/absurd poczuł się
zawstydzony. W jaki sposób obalić takie argumenty? Wyobrażam
sobie podobną sytuację:- Hej, to moje miejsce, proszę spojrzeć na bilet.
- Supermarket jest czynny w niedzielę do 21.
- No
tak, przekonałeś mnie. Poszukam innego miejsca.
N (pokazuję jak się zamyka):
- Proszę
zamykać tę furtkę...
Koleś Zaniechacz poszedł sobie, a na twarzy jego nie zagościło
zrozumienie. Nawet przez mgnienie oka. Myślę, że zbliżony
mechanizm działa, gdy ludzie porzucają śmieci na cmentarzach pod
napisem:
Śmieci
prosimy wyrzucać do kontenerów.
Zgadliście,
skłaniam się ku teorii, wg. której powodem jest totalna
bezmyślność i brak poczucia przynależności do społeczeństwa.
Zaniechaczu, proszę, zastanów się następnym razem i spełnij
prostą prośbę okolicznych mieszkańców, uszanuj potrzebę
bezpieczeństwa. A teraz szybko. Plastikowa butelka mi ciąży, a
chyba widziałem dorodny znak dotyczący jakichś śmieci, czy
kontenerów. Nie wiem, nie chciało mi się tego czytać, na wszelki
wypadek położę śmieć pod tabliczką, KTOŚ posprząta...
tzw. "gadaj z d*** to Cię osra" :D
OdpowiedzUsuńInteresująca zależność ;).
OdpowiedzUsuńPowodem nie zamknięcia furtki nie mógł być „brak poczucia przynależności do społeczeństwa”. Ja właśnie takiej przynależności nie odczuwam, a stan ten obliguje mnie nie tylko do grzecznego zamykania wszelkich furtek czy drzwi, ale też do tego by strząchnąć proch ze swych stóp i nawet nie obejrzeć się za sobą. Oczywiście widząc otwartą furtkę, nie dostrzegając jednak prośby wypisanej na kartce, mógłbym znaleźć się w sytuacji opisanego przez Pana człowieka. Wówczas przeprosiłbym za swą niespostrzegawczość i najciszej jak można zamknąłbym furtkę, a następnie otrzepał sandały. Ta ostatnia czynność jak wiadomo nie oznacza pogardy dla gospodarza domu, ani poczucia jakiejkolwiek wyższości nad nim, ale zapewniam Pana że lepiej byłoby gdyby w jedną tylko godzinę tysiąc złośliwych Zaniechaczy przekraczało próg tego obejścia, niż opuścił je chociaż jeden taki, który za bramą czyściłby swoje buty.
OdpowiedzUsuńOpisywany recydywista miał okazję i pełne prawo zarówno do przeprosin jak i do uprzedniego popełnienia błędu. Niestety sytuacja go przerosła i nie wykorzystał szansy. Niemniej zdaję sobie sprawę, iż próba, którą zanalizowałem z racji jednocyfrowej ilości osób badanych może nie być reprezentatywna. A owe sandały, żywię nadzieję, że nie znajdują się w zestawie z białymi skarpetkami ;). Od tej pory będę poszukiwał oznak występowania w społeczeństwie osobników otrzepujących buty. Kto wie co odkryję wśród obcego kurzu...
OdpowiedzUsuń