piątek, 22 listopada 2013

Pies?

Pies!




   
  Przemieszczając się po mieście, często podróżujemy otoczeni bańką obojętności. Skorupa złożona jest z mieszanki prywatności, odrobiny strachu z lekką nutą nieufności. Dbamy o własny dobrostan, ignorując najbliższe otoczenie, tłum. To naturalny i zdrowy mechanizm obronny. Czasem prowadzi do znieczulicy, braku reakcji w potrzebie, czy do niezrozumienia drugiej osoby. Uczciwa cena za odrobinę spokoju. Dziś wracałem z pracy dzięki uprzejmości pojazdu elektrycznego, ślizgającego się zręcznie po torach. Miejsce siedzące, głowa nisko, wzrok utkwiony w czasopiśmie. Kątem oka dostrzegam stłoczonych ludzi, jednak ich los jest mi obojętny. I wtedy wsiadła ona. Brązowe, wygłaskane futro, twarzowa obroża anty - kleszczowa, długie, wiszące uszy. Piękne, inteligentne spojrzenie, cztery dorodne łapy, słowem - cudo. Na smyczy, przyczepiony za pośrednictwem zaciśniętej na rączce dłoni, człowiek płci żeńskiej. Nieodłączny towarzysz czworonoga. Pies od razu ruszył do ataku. Klasyczne zaczepki - trykanie nosem, wpychanie mordki w dłonie, błagające spojrzenie. W mgnieniu oka, jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki połowa tramwaju zaczęła się uśmiechać i macać dobrotliwie psa w okolicach pyska. Drobiazg, a połączył kilkoro ludzi w jałowej, acz pociesznej pogawędce. A jak się wabi? Ile ma lat? O jaka śliczna! Nikomu nie przepuści, straszny z niej pieszczoch i tym podobne wypowiedzi. Od razu cieplej na sercu. Nawet zdecydowałem się ustąpić miejsca siedzącego towarzyszce psa. Tak proste, niepozorne zdarzenie potrafi całkowicie zmienić odbiór tłumu, nadaje kilku ludziom tożsamości, buduje most porozumienia. Tak sobie pomyślałem... a może pies to remedium na całe zło? Każda partia polityczna powinna mieć obowiązkowo psa. Maskotkę do głaskania i towarzysza podczas politycznych debat. Wtedy częściej na wykrzywionych nienawiścią twarzach zagościłby uśmiech. Podobnie w każdym miejscu publicznym, urzędzie w banku -  umieśćmy psa. Urządźmy zabawę esemesową, w której wybieralibyśmy rasę pupila dla danego miejsca, programu telewizyjnego, określonego celebryty. Ustalmy dyżury przy wyprowadzaniu, karmieniu, ogłośmy składki na żarcie dla zwierza. Każde osiedle, budynek, miasto, ulica miałyby własnego pupila. Wyzwoliłoby to w ludziach głęboko ukryte pokłady życzliwości. Pies tramwajowy, pociągowy, pies u dentysty, szpitalny. Towarzysz spacerów, wypożyczalnia psów, czworonóg konferencyjny... przydałaby się psiarnia sejmowa. Każdy poseł winien obowiązkowo przyjmować czworonoga ze schroniska, pieniędzy na utrzymanie raczej im nie zabraknie. Widzę tylko jeden, choć bardzo poważny szkopuł w mojej wizji. Żal zwierząt. Ludzie nie zasługują na psy. Zniszczylibyśmy tylko te ufne, kochające stworzenia. Wniosek? Nie ma dla nas nadziei, wracam do bańki, znów trzeba jechać do pracy...

PS: Pozdrawiam wszystkie psy, a Magnusa w szczególności ;).

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz