czwartek, 3 grudnia 2015

Krwawy czwartek

Przemyślenia przydrożne



    Nawet taki kawał egoistycznego chama jak ja ma pewne słabości w postaci dobrych uczynków wymierzonych we współobywateli. Oczywiście, jak każdy przejaw serca moim zdaniem, owe uczynki podszyte są własną korzyścią. Po raz szósty w tym roku (wykonałem plan maksymalny) podzieliłem się krwią z potrzebującym, ulegającym wypadkom ogółem. Fajne uczucie, uratować komuś życie. Co jednak istotniejsze dla egoisty, wynagrodzono mnie ośmioma czekoladami, batonikiem, gorącą czekoladą i dobrym słowem. Do tego darmowe badania krwi, dzień wolny od pracy i kubeczek wody, żyć, nie umierać. Łatwo nie było, bo udałem się na miejsce z nieważnym dowodem osobistym oraz z odrobinę zbyt wysoką temperaturą ciała. Życzliwość własna oraz osób zastanych, wystrojonych w białe kitle, umożliwiła mi jednak realizację planów, za co gorąco im, oraz swemu urokowi osobistemu dziękuję. Jeśli przed wejściem do hipotetycznego nieba, Św. Piotr dokonywać będzie bilansu, mam szansę nie odpaść w przedbiegach. Swoją drogą niezły ze mnie frajer, od lat narzekam na wysokie ceny biletów komunikacji miejskiej, a gdybym dziesięć lat temu poruszył swe serce i rozpoczął krwawe rozdawnictwo, już dziś cieszyłbym się darmowymi przejazdami. Jedyne osiemnaście litrów i podróżujemy jak królowie, polecam!
   Co jednak skłoniło mnie do napisania bieżącego wpisu? Po raz nie pierwszy i zdecydowanie nie ostatni - chora wyobraźnia. Gdy zmierzałem do punktu krwiodawstwa los umieścił moją osobę na wysepce pomiędzy dwoma brzegami ruchliwej ulicy. Fragment bezpiecznego pola tak mały, że od razu wyobraziłem sobie pijanego, szalonego kierowcę, który na pełnym gazie wbija się w bezbrzeżne morze pieszych, czekających na zielone światło. Ja szczęśliwie unikam stalowej śmierci, lecz wokół śmigają zniekształcone, powykrzywiane uderzeniem, krwawe, bezwładne, ludzkie sylwetki. Potem wyobraźnia przenosi akcję kilkadziesiąt minut później, gdy udzielam wywiadu terenowej reporterce:
- "Szedłem akurat oddać krew, gdy to się stało. Miałem szczęście, lecz wokół mnie wirowała śmierć. Mało brakowało, a ofiarowałbym swoją posokę przypadkowym gapiom, za pośrednictwom niekontrolowanych, obfitych rozbryzgów życiodajnej, płynnej czerwieni. Wolę oddawać kontrolowane ilości z wykorzystaniem tradycyjnych metod". 
Wyobraziłem sobie, jak ów wywiad zdobywa liczne wyświetlenia, co pozwala mu zaistnieć na Youtube, gdzie zdobywa kolejną porcję widzów. Zachodziłem w głowę, czy barwny opis hipotetycznej masakry pozwoliłby mi zarobić parę groszy na odsłonach. Doszedłem do wniosku, że raczej telewizja relacjonująca wywiad zgarnęłaby kasę. Szkoda.
   Kolejne makabryczne przebłyski nawiedziły mnie już podczas oddawania krwi. Wyobraziłem sobie, że nagle wyrywam igłę z żyły, zrywam się na nogi i wbijam pielęgniarce igłę w oko. Ciekawe, czy wam również zdarzają się podobne rozważania i szalone pomysły? A może mam w sobie więcej z psychopaty niż zwykłem przypuszczać... Tak czy inaczej, zachęcam do oddawania krwi, to dobry i opłacalny uczynek, na którym zyskują wszyscy. Nawet chora wyobraźnia... 

4 komentarze:

  1. Gorzej jak takie przemyslenia i wyobrażenia przekażesz dalej z własną krwia ;-D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Myślisz, że tworzę armię psychopatów? :). Niepokojąca wizja :P.

      Usuń
  2. Fuck You Albert! Wcale nie jesteś dobrym człowiekiem! Za samo "hipotetyczne niebo" trafisz w czeluście, odmęty siódmych piekieł :D

    OdpowiedzUsuń