niedziela, 7 września 2014

Prassufka

Cykl cykliczny



    Donald Tusk. Pan Donald Tusk. Premier. Przewodniczący rady europejskiej. Opozycja będzie musiała nauczyć się nowych określeń dla Mistera Samo Zło. Koniec z pogardliwym Tusk to, Tusk tamto. Rozumiem język polityczny, próbujący w oczach mas umniejszać danego polityka, ale od dawna wkurzała mnie PISowa maniera. Notoryczne pomijanie podstawowego szacunku względem rywala. Żadnego Panie prezesie, premierze, jedynie per "Tusk". Pewnie im teraz głupio. Nie chcę zostać posądzony o jakąkolwiek sympatię polityczną - Platforma mocno mnie zawiodła, ale chamstwa nie lubię. PISu zresztą też ;). Jasne - krytyka względem naszego nowego towaru eksportowego nie zmalała, jednak zarzuty opozycji brzmią teraz zdecydowanie żałośniej. Pretekstem do powstania niniejszego słowotoku są jednak sprawy towarzyszące nominacji Donalda Tuska na szefa rady. Rzecz dotyczy języka. Panowania nad nim, deklamowania, układania w dziubek, rulonik, przeżuwania w celu wyartykułowania określonych fraz w zrozumiałej dla anglojęzycznych słuchaczy formie. Sam premier nie kryje swego deficytu w tym zakresie. Jest to mieszanina obciachu i wstydliwej niedyspozycji. Doprawdy człowiek na podobnym stanowisku powinien radzić sobie znakomicie, szczególnie po kilku latach jako szef rządu. Niejako mimochodem winien był się nauczyć angielskiego na tip top. Złośliwi powiedzą, że nie miał czasu - cały czas dbał o mateczkę Polskę. Ja dodam: Nie rozumiem jak mógł nie przyswoić jednej z podstawowych umiejętności współczesnego obywatela świata. Jednocześnie podobała mi się konferencja, na której sypnął dwoma dobrymi żartami na temat swej wstydliwej niedyspozycji, osobowościowo więc daje radę. "I will polish my english" moim zdaniem przejdzie do historii i jakkolwiek betoniaste, wywołało salwy śmiechu dziennikarzy. Wypada pokładać nadzieje w zapewnieniu, iż do grudnia faktycznie premier poczyni znaczące postępy. Sytuację tylko trochę ratuje znajomość Niemieckiego. Jest jednak coś co w całej sprawie przeszkadza mi zdecydowanie bardziej. Pewna niebieska, 24 godzinna stacja, wyemitowała spotkanie z ekspertem, nauczycielem i lektorem języka angielskiego. Prześmiesznym staruszkiem z rzedniejącą, wysmarowaną czarną farbą, śmieszną fryzurą. Po drugiej stronie stołu zasiadła niebrzydka dziennikarka. Przedmiotem konwersacji była oczywiście nieznajomość angielskiego przez przyszłego mistrza rady. Poziom dyskusji? Dla omijających Media Markty. 
- Jak Pan myśli, czy znajomość innych języków (Niemieckiego) może pomóc w nauce angielskiego, czy raczej stanowi przeszkodę? (Argh... to nie jest nawet porada z kobiecego pisma. Równie dobrze mogłaby zapytać: - Czy bieganie na trawie może pomóc w bieganiu po asfalcie, czy też wydatnie przeszkadza? Niestety, proszę Pani. To zupełnie inny rodzaj biegania, używa się do tego innych mięśni. Trzeba na początku swego życia wybrać na jakiej powierzchni zdobędziemy specjalizację. Po pozostałych podłożach będziemy mogli tylko niespiesznie chodzić. No kur... nie wieżę. Czy pisanie długopisem czarnym może pomóc w nauce pisania długopisem niebieskim, czy też stanowi utrudnienie? Odpowiedź jest oczywista - kolor należy wybrać raz na całe życie. Oba przypadki wymagają zupełnie różnych umiejętności.)
Co będzie następne? Reality show, w którym polityk uczy się prowadzić samochód, a stado ekspertów analizuje jego szanse na zostanie kierowcą rajdowym? Było w programie jeszcze kilka durnych i pobieżnych pytań, ale zacytowane wsysa je nosem i miażdży spojrzeniem. Poziom publicznej dyskusji medialnej kuleje. Proponuję program na tvn 24 pt. Oczywista Oczywistość. Cieszyłby się dużą popularnością. Przykładowy temat dnia? "Czy picie wody zaspokaja pragnienie?", albo "Czy jak zjem 16 kotletów, to mogę przytyć?", "Czy jeśli wypiję łyk wody, potrafię wypić łyk soku?". Zostawiam was z tą niepokojącą wizją przyszłości i idę szlifować angielski, a nuż zostanę kiedyś premierem? I Jaro Kaczyński będzie o mnie mówił Aliczek, albo Kosieradzki... Cholera, wolałbym, żeby w ogóle o mnie nie wspominał, choć to i tak lepsze niż gdyby mówił do mnie. Z dwojga złego... ech... I will polish my... polish.

2 komentarze:

  1. Pretensjonalny jest ten post i chamski. Nie chce mi się nawet niczego komentować. Myślisz że jak już doszlifujesz swój angielski to będziesz więcej wart niż inni? Nie wywyższaj się, bo i tak wszyscy i tak skończymy tak samo - w piachu.

    OdpowiedzUsuń
  2. Hahaha, nie sposób dyskutować z ostatnim zdaniem ;). Nie nie myślę tak - w kwestii angielskiego. Gdzieś w tekście znajduje się podobna sugestia? Nie sądzę. Ale dzięki za komentarz ;).

    OdpowiedzUsuń