sobota, 21 grudnia 2013

Rozkoszne karły

Dzieci




     Na wstępie chciałbym wyraźnie zaznaczyć, żeby nie było nieporozumień - Nie planuję produkcji własnych dzieci. Nie jestem w stanie wykluczyć zmiany zdania w tej demograficznej kwestii, lecz póki co, spasuję. Za duża odpowiedzialność, pożeracz czasu, zasobów, ostateczne przypisanie roli życiowej - te znaczące czynniki skutecznie wybijają mi z głowy wychowywanie małego człowieka. Bywa, nie każdy jest dostatecznie skłonny do poświęceń i ofiarowania. Nie jestem jednocześnie całkowicie odporny na dziecięcy urok, to trochę jak z pięknymi, rozkosznymi zwierzakami - naturalna, biologiczna reakcja. I choć kocham psy, własnego posiadać również nie chcę. Zawiódłbym go, albo on rozczarowałby mnie, odbierając wolność. Podobnie jest z dziećmi. Tylko trudniej. Odpowiada mi rola dobrego wujka, casualowego opiekuna psów, z doskoku. Przyjść, pobawić się, wyprowadzić, nakarmić, koniec wizyty. Następna za dwa tygodnie. Jest się czego wstydzić? Być może, ale wolę zachować szczerość i uczciwie przyznać: nie nadaję się na rodzica. Nie w tej chwili. Jednocześnie niektóre berbecie wywołują mój szeroki uśmiech psychopaty - pedofila (kto widział, ten nigdy nie zapomni). Dziś na przykład miałem przyjemność podsłuchać interesującą rozmowę mamy,  z jej kilku - letnią dziewczynką. Miejsce akcji? Jakże by inaczej - autobus. 

D (dziewczynka): - Mamusiu, a jak dentysta wyrwie mi ząb, to ja ten ząb od niego dostanę?
M (oczywiście mama): - Tak, może ci dać ząb, jeśli będziesz chciała.
D: - A jeśli nie będę chciała, to dentysta wyrzuci go do śmieci?
M: - Hmm... do takiego specjalnego pojemnika. Ale tak... w zasadzie wyrzuci go.
D: - A może będzie chciał go zabrać, komuś pokazać. Swojej żonie.
W tym momencie zaprezentowałem światu swój uśmiech psycho - pedofila. Na szczęście bez reakcji mamy i jej córeczki. Mama nie zrażona, lekko tylko zbita z tropu, odpowiada.
M: - Ty też możesz ten ząb komuś pokazać.
D: - A komu?
M: - Swojemu mężowi.

Brawa dla mamy. Wysłuchała cierpliwie, nie wyśmiała córeczki, nawet zdobyła się na sympatyczny żart na koniec. Nie hamuje legendarnej, dziecięcej ciekawości, traktuje latorośl z szacunkiem. Zwiększa szansę na pojawienie się wartościowego członka społeczności, zmniejsza odsetek miejskiego buractwa. Łatwo sobie wyobrazić, jak podczas tak krótkiej wymiany zdań, między karzełkiem i opiekunem dochodzi do nieprawidłowości, które wskazałyby wzór złego wychowania. Swoista matryca zła, pozwalająca produkować nędznych, wystraszonych, złośliwych, przerażonych, słabych, słowem - ZŁYCH ludzi. Wyobraźmy sobie na przykład alternatywne odpowiedzi opiekunki:

D: - Mamusiu, a jak dentysta wyrwie mi ząb, to ja ten ząb od niego dostanę?
M: - Nie zawracaj mi dupy. Zamknij się.

Interpretacja raczej oczywista - pełna dysfunkcja, dorodny okaz patologii. Wulgarnie, za nic mając swoje dziecko. Szanse na zburacenie? 90%. Inne warianty w tym samym tonie?

D: - Mamusiu, a jak dentysta wyrwie mi ząb, to ja ten ząb od niego dostanę?
M: - Tego nie wiem, ale zaraz dostaniesz coś ode mnie. Porządne lanie, jeśli nie zostawisz mnie w spokoju.

D: - Mamusiu, a jak dentysta wyrwie mi ząb, to ja ten ząb od niego dostanę?
M: - Co to za pomysł? To obrzydliwe, nie bądź głupia.

Prawdziwe combo. Zmniejszamy dziecku samoocenę, jednocześnie krytykujemy za dociekliwość, hamując rozwój ciekawości świata. Zburaczenie? Szansa na poziomie 85%. Do tego dziecko raczej zniechęci się do dentystów... a do mamy już na pewno. Dlatego apeluję do potencjalnych rodziców - dobrze przemyślcie decyzję o przyjęciu na siebie ogromnej odpowiedzialności, bo możemy nie tylko zepsuć życie sobie, dziecku, ale także nam wszystkim, którzy będziemy mieli okazję spotkać efekt działań wychowawczych za kilkanaście lat. Bo każdy, nawet największy burak miał swoją genezę. Rodziców. Szansę na pozostanie człowiekiem wartościowym. A teraz kto wie ilu, spośród przestępców, psychopatów, morderców, polityków zapytało kiedyś swoją mamę: -  Mamusiu, a jak dentysta wyrwie mi ząb, to ja ten ząb od niego dostanę?
Życie składa się właśnie z takich pojedynczych chwil, budujemy nastawienie dzieci do życia, poprzez szereg codziennych zdarzeń. Pozornie nieznaczące pytanie, lecz niezwykle ważna odpowiedź. Warto się zastanowić... A co wy byście odpowiedzieli?




Brak komentarzy:

Prześlij komentarz