niedziela, 16 sierpnia 2020

Plażing

    Mimo niespełna dwuletniego, kilkunasto kilogramowego, ruchliwego obciążenia, wyjechaliśmy na urlop, co samo w sobie jest niemałym osiągnięciem. Ba, jako mąż i świeżo upieczony ojciec zdecydowałem się na potrójne wyzwanie, dzieląc kwaterę również z teściową, którą pozdrawiam serdecznie! Jako, że ten nieszczęsny rok jest wyjątkowo nieprzystępny, musieliśmy w ostatniej chwili zmienić plany i zamiast do Pucka udaliśmy się do nieco większego, słonecznego Gdańska. Trafiliśmy w sam środek jarmarku dominikańskiego, gdzie ponownie przeżyłem rozczarowanie, nie spotkawszy ani jednego mnicha sprzedającego klasztorne zioła, nalewki, czy wypiekany przez zakonników chleb. Bez żadnego sensownego powodu od lat pielęgnuję w sobie ów fałszywy obraz wspomnianego wydarzenia. Po kilku dniach spacerów malowniczymi, przeludnionymi uliczkami Gdańska, wybraliśmy się na plażę. Człowiek na człowieku, papieros w sosie z piwa i rozkrzyczane, rodzinne towarzystwo klasycznie rozsiadło się wokół najbliższego zejścia na gorący piasek. Nauczeni doświadczeniem od razu ruszyliśmy lasem i już po około 10 minutach dotarliśmy do kolejnej dróżki zwiastującej Bałtyk.

   I tu wielkie zaskoczenie - pusto. Odległości między plażowiczami zachowane, najbliższa rodzinka widoczna przy wykorzystaniu teleskopu - raj. Zagarniamy tymczasowo jak największy kawałek złocistych kamyczków rozstawiając gigantyczny parawan w kolorach początkującego klauna rodem z kinder balu. Smażymy się, jest fajnie. Po kilku godzinach wyszukanej rozrywki, zbieramy manatki, a ja ruszam przodem z garścią odpadów w ręku. Przy zejściu z plaży ulokowano dziesięć koszy, co jakieś 10 - 12 metrów. Pierwsze dwa najbliższe przepełnione, śmieci wysypują się i tworzą śmierdzący ogródek wokół pojemnika. Po dziadkowemu irytuję się, przeklinam w duchu wszechobecny tumiwisizm rodaków, tworzę w głowie karykaturalny obraz potwora zdolnego do podobnych bezeceństw, aż tu nagle do tryskającego odpadami śmietnika podchodzi grupka tak zwanych młodych ludzi. Pierwsza dwójka po prostu rzuca co ma przy sobie na okalający pojemnik piasek, natomiast trzeci... podnosi pokrywę i umieszcza butelkę na górze śmieci, ta jednak natychmiast spada, kpiąc z odważnej konstrukcji. Młodzieniec nie odwrócił się jednak na pięcie, pochylił sprężystą sylwetkę i podniósł niesforny kawałek plastiku - zamarłem. To przełom, naoczna przemiana poczwarki w pięknego motyla! Nawrócony spojrzał w kierunku następnego pojemnika, którego pokrywa spoczywała na przewidzianym przez projektanta miejscu, a następnie... Postawił ostrożnie butelkę na piasku pod najbliższym, przepełnionym śmietnikiem, z czułością, lekko zakopując w złocistych ziarenkach. Smutny i rozczarowany poczłapałem dodatkowe 11 metrów i wyrzuciłem nasze odpady do równie załamanego, pustego pojemnika. Kurtyna.

   

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz