czwartek, 20 października 2016

Howard

Phillips



    Lovecraft. Człowiek ów stworzył rzeczywistość, w której wszystko jest dookolne, mansardowe, przesycone nadgniłym waporem, nie do opisania, odległe, straszne, pełne odwiecznej, kosmicznej grozy, której początków należy szukać eony przed powstaniem człowieka. Świat wypełniony niesamowitością, wrogi, gdzie pełzający chaos trwa w ciemności. Dwa wspaniałe plany nie pozwalają się nudzić podczas lektury twórczości samotnika z Providence. Z jednej strony mamy do czynienia z rzeczywistością, atakowaną przez starożytną grozę oraz nadmierną ciekawość bohaterów, na drugim biegunie majaczy kraina snów. Jeszcze bardziej przerażająca od jawy. Podobne do nietoperzy o skórzastych, poszarpanych skrzydłach, ślepe, nieme i straszliwe potwory, armia ghuli objadających resztki mięsa z ludzkich kości, złowrodzy marynarze porywający śniących do niewolniczej pracy, samotny kapłan na szczycie wysokiej, czarnej góry, pożerający pielgrzymów, to jedynie ułamek tego co wymyślił Lovecraft. Inni bogowie strzegący ziemskich bóstw, hierarchiczna społeczność rozumnych kotów, które cyklicznie odwiedzają księżyc. Każdy miłośnik niesamowitości znajdzie coś dla siebie.
    Również forma stanowi źródło prawdziwej przyjemności dla czytelnika. Barwny, archaiczny język, do tego opowiadania są krótkie, oparte na konkretnym pomyśle i nie są nadmiernie rozwleczone. Dzięki pierwszoosobowym narratorom możemy poczuć więź z bohaterem. Zrozumieć szaleństwo, które znaleźli na progu swych kolonialnych domostw. Świeżo po przeczytaniu zbioru opowiadań wielkiego mistrza grozy pod tytułem: "Przyszła na Sarnath zagłada", który stanowi kontynuację woluminu: "Zgroza w Dunwitch"  jestem pod ogromnym wrażeniem kunsztu samotnika z Providence. Czytywałem wcześniej pojedyncze krótkie formy pisarza, jednak dopiero większe stężenie twórczości Lovecrafta nie pozostawiło mnie obojętnym na kosmiczną grozę. Tłumacz, niejaki Maciej Płaza, oprócz świetnego wyboru utworów oraz niezrównanego przekładu, uraczył czytelnika niesamowitą anegdotą.
    Po ukończeniu pracy nad pierwszym tomem, postanowił zająć się innymi projektami, nie planował dalszego obcowania z prozą Lovecrafta. Do czasu pewnego niespodziewanego zdarzenia. W jednym z opowiadań zatytułowanym "Rycina w starym domu" pojawia się istniejąca w rzeczywistości książka podróżnicza Regnum Congo  zawierająca niepokojące ilustracje. Rysownik nigdy nie widział opisywanych krain, ani egzotycznych ludów zamieszkujących Kongo, dlatego nadał im fantastyczną formę rodem z własnej wyobraźni. Jedna rycina wyróżniała się w sposób szczególny. Przedstawiała rzeźnika z plemienia kanibali, który przygotowywał posiłek z ludzkiego mięsa. Gdy Maciej Płaza zakończył przekład opowiadania "Rycina w starym domu", udał się na wystawę starych książek podróżniczych i geograficznych. W tym momencie pozwolę sobie oddać głos bohaterowi tej opowieści:

Dotarłszy do końca sali, ujrzałem w jednej z gablot pożółkły sążnisty tom podobny do wielu innych ksiąg i atlasów na wystawie, opatrzony karteczką z tytułem... Regnum Congo. Choć dzień był piękny, zrobiło mi się zimno; poczułem się tak, jakbym zobaczył Necronomicon.

    Mnie zrobiło się nieswojo po przeczytaniu relacji z tego zdarzenia. Zachęcam wszystkich odważnych lub po prostu lubiących się bać czytelników do sięgnięcia po utwory Howarda Phillipsa Lovecrafta. Warto. 
   

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz