wtorek, 16 sierpnia 2016

Olimpiada

Najgorsze miejsce!



    Jak to jest, że człowiek w ogóle nie interesuje się lekkoatletyką, pływaniem, kolarstwem, strzelectwem, jeździectwem, rzutami, a gdy pojawia się co czteroletnia impreza sportowa głupieje śledząc codzienne wyczyny naszych sportowców? Co kilka lat odkrywam nową dyscyplinę, albo przypominam sobie starą, w której kiedyś Polak zdobył dowolny medal. Jestem spragniony każdego sukcesu. Najmniej obchodzi mnie sam zdobywca, cała radość polega na sukcesie Polski, jako takiej, co jest o tyle głupie, że większość medali nasi zdobywają nie na skutek rewelacyjnej organizacji, a raczej prywatnie, wbrew klubowej organizacji i na przekór słabych warunków treningu. Jednocześnie media pompują balonik ponad miarę, sugerując szanse medalowe tam, gdzie życiowe wyniki reprezentantów plasują ich poza ścisłym finałem danej konkurencji. Trzeźwo oceniam sytuację i prycham na podobne praktyki?
    Otóż nie! Ulegam, jak wierny na kazaniu zapewnieniom o sukcesie, zaklinam rzeczywistość i jestem rozczarowany brakiem medalu. Przeklinam w duchu nieszczęsnego reprezentanta. Oglądam dowolny finał z udziałem Polaków nie mając żadnej wiedzy na temat poziomu rywali, czy dyscyplinie XYZ jako takiej. Chłonę rywalizację i na koniec nasz/nasi sportowcy zajmują... - czwarte miejsce! Denerwuję się, przeklinam, złorzeczę, a potem przychodzi refleksja i daje mi w pysk. Padam na podłogę z wrażenia. Czwarte miejsce. Na świecie. Na Olimpiadzie. To świetny start. Jasne, następna pozycja gwarantuje medal, ale nie powinniśmy od razu besztać sportowców za to, że są na tak wysokim miejscu. Emocje wypaczają odbiór sportowego widowiska, a na olimpiadzie to uczucie jest najsilniejsze i tak już musi być. Pamiętajmy tylko, że to swoista gra, religia i nie należy specjalnie winić sportowców za niezrealizowane, wydumane oczekiwania. Na deser pozostają nieodmiennie irytujący i wspaniali siatkarze oraz piłkarze ręczni. Nigdy nie wiadomo, czy zmiażdżą rywala z najwyższej półki. czy też męczyć się będą do ostatniego gwizdka z pieśnią na ustach mknąć w ułańskiej szarży po zwycięstwo. Zabawne, że za każdym razem narzekam na podobne widowiska, pełne nerwów i momentami słabej gry, a i tak z pianą na pysku wracam po więcej. Może nie o wygraną kibicowi chodzi, tylko o przeżycie podobnego horroru? Gdybyśmy wygrywali gładko, czy polscy fani byliby równie liczni i podziwiani za granicą? Nie pozostaje nic innego, jak sprawdzić gdzie tym razem czeka nas medal. Oby tylko nie zajęli czwartego miejsca... Patałachy! 

2 komentarze:

  1. Nie od dziś wiadomo, że nie chodzi wcale o to aby króliczka złapać ;)

    Fani byliby na pewno jeszcze bardziej liczni gdybyśmy regularnie odnosili sukcesy.
    Nie za bardzo rozumiem co masz na myśli o tym podziwianiu za granicami :|

    I na koniec mała ciekawostka. Miałem okazję przez kilka ostatnich dni oglądać igrzyska na programach nadawanych w holenderskiej kablówce. Muszę powiedzieć, że mamy świetnie zrealizowane igrzyska w TV. Holendrzy (a po obejrzeniu BBC okazało się że też Anglicy) pokazują wyłącznie swoich zawodników i zawodu w których biorą udział. Poza tym w czasie kiedy zawodnik czeka na kolejne podejście/próbę nadal go pokazują jak się snuje po okolicy zamiast pokazać innych zawodników. Nasza realizacja jest znacznie ciekawsza i daje pojęcie o umiejętnościach konkurentów.

    Howgh!

    OdpowiedzUsuń
  2. Miałem na myśli polskich fanów siatkówki i piłki ręcznej :D. Wielokrotnie media sportowe chwaliły za organizację dopingu i kulturę kibicowania. Oprawa i smak!

    OdpowiedzUsuń